niedziela, 30 listopada 2014

Trening skokowy | Selciers Evere |

Selciers Evere & Delicja

Rano obudził mnie budzik, który nastawił Nick by przygotować mleko dla Nadii. Podniosłam się i zerknęłam na zegarek wskazujący 6 godzinę. Postanowiłam, że już wstanę i pojeżdżę konia. A więc ubrałam się i zeszłam na dół by zjeść śniadanie. Nikogo w kuchni nie było cisza i spokój jedynie ze stajni słyszałam rżenie koni i pracowników, którzy już buszują od samego rana. Przygotowałam sobie tosty na szybko po czym zjadłam i poszłam do stajni. Była godzina gdzieś tak za dziesięć siódma, gdy już pracownicy zaczęli karmić konie. No więc po karmieniu musiałam poczekać jeszczę z godzinkę, aż konie sobie to wszystko przetrawią i poukładają w żołądku. Stajenni zaczęli wyprowadzać po kolei konie na pastwiska  i po dwudziestu minutach w stajni było pusto. Wyszłam przed stajnię by popatrzeć na konie znajdujące się na pastwisku. Myślałam jaki trening dziś przeprowadzić i jakiego konia wybrać. Postanowiłam dziś poskakać na moim nowym nabytku ogierze Selciers Evere. Po chwili do stajni weszła Sky.
- Hey Sky, mam do ciebie pytanie. - powiedziałam.
- Tak? - odpowiedziała uśmiechnięta dziewczynka.
- Czy nie chciałabyś wyczyścić mi Selciers Evere? - zapytałam.
- Pewnie, że chcę już po niego idę i go wyczyszczę. - uśmiechnęła się.
- Dziękuje Sky. - odwzajemniłam uśmiech.
Gdy Sky poszła czyścić mojego wierzchowca ja chciałam odnaleść Dylana. Po kilku minutach go znalazłam nie było trudno go znaleść, bo siedział przy pastwisku przyglądając się koniom. 
- Dylan, nie chciałbyś skoczyć dzisiaj sobie coś ze mną na Owenie? - zapytałam.
- Wiesz co.... Dziś nie mogę zbytnio, ale napewno następnym razem skorzystam. - odpowiedział.
- No dobrze. 
Po rozmowie z Dylanem poszłam na parkur ustawić sobie przeszkody, a potem zaraz poszłam do Sky sprawdzić jak jej idzie.
- Sky i jak? - zapytałam.
- Już kończę. - odpowiedziała.
- Ok to ja już pójdę po sprzęt.
Zabrałam sprzęt ogiera i powiesiłam na boksie. W kieszeni miałam kilka kostek cukru. Ogier wyczuł i zaczął się łasić. Nie mogłam oprzeć się jego urokiem i dałam mu jedną.
- Niee, już wystarczy następną dostaniesz po treningu. - powiedziałam do ogierka.
- Dziękuje ci bardzo Sky już sobie poradzę. - powiedziałam.
Przy siodłaniu ogieras stał grzecznie, przy kiełznaniu nieco gorzej. Bo zadzierał łeb do góry naszczęscie dał się namówić na cuksa i przyjął wędzidło. 
- O hej Delka co tam będziesz robić? - zapytała z ciekawością Rus.
- Wiesz co chcę wypróbować go i poskaczę sobie. - powiedziałam
- To super ja dzisiaj chyba wezmę i pojadę w teren. - oznajmiła Ruska.
- Ok to ja dalej działam.
- Ok papa.
Na koniec założyłam mu jeszczę ochraniacze i poszłam sobie po bacik oraz toczek. Chwilę potem wsiadłam w stajni na konia i ruszyłam w stronę parkuru. Gdy weszłam na parkur od razu zaczęłam stępa na luźniej wodzy. Ogier szedł dostojnie chyba chciał by ktoś zwrócił na niego uwagę. Po chwili stępa nabrałam wodzę i również w stępie zaczęłam go wyginać. Ogier ładnie się wyginał, lecz gdy zmieniłam kierunek jazdy już szło mu gorzej rozpraszał się. By ogier się nie znudził po chwili zaczęłam kłusa. Robiłam sobie slalomy między przeszkodami i dużo wykonywałam przejść ze stępa do kłusa. Ogier chciał jechać mocno do przodu lecz ja mu na to nie pozwalałam. Nie chciałam z nim walczyć po prostu na spokojnie, musi wiedzieć że ja tu rządzę a nie on. Po dłuższym czasie kłusa przeszłam na chwilkę do stępa, lecz już po kilku minutach znowu zakłusowałam. Robiłam sobie dodawanie i skracanie w kłusie. Ogier reagował super na moje sygnały nie miał z tym żadnych problemów. Miałam już rozgrzanego konia by pojechać sobie drążki lub cavaletti. Żywym i równym kłusem najechałam sobie na drążki raz z jednej i raz z drugiej strony. Ever prezentował się świetnie przejeżdżając przez drążki. Po kilku najazdach na drążki najechałam sobie na cavaletti Ogier również przepięknie się prezentował widać, że pokonuje cavaletti z łatwością. Gdy skończyłam najeżdżać na drążki i cavaletti od narożnika zagalopowałam sobie na prawą nogę. Wystarczyła lekkie dotknięcie łydki a ogier ruszył galopem. Chwilę pogalopowałam, a następnie zrobiłam płynne przejście do kłusa po czym znowu zagalopowałam. Robiłam tak kilka razy, a potem rozgalopowałam go porządnie. Przez kłus zrobiłam zmianę kierunku i również wykonałam to samo tylko, że na inną stronę. Po kilku minutacj galopu przeszłam do kłusa i po chwili znów zagalopowałam i najechałam sobie na pojedyńczy drążek z galopu. Ever nie lubił skakać małych przeszkód lub skakać przez drążek na ziemi dlatego często mu to nie wychodziło. 
Przejechałam również galopem przez pojedyńczą cavaletti, a następnie przeszłam do stępa by ustalić kolejność przeszkód. A były to:

1.Koperta 90 cm
2. Stacjonata 105 cm
3. Pajączek 110 cm
4. Okser 125 cm
5. Stacjonata 120 cm
6. Double barre 115 cm
7. Triple barre 130 cm

Nabrałam wodzę i zagalopowałam ze stępa. Przed najazdem na przeszkody zrobiłam jeszcze jedno koło galopem, a następnie płynnie najechałam na pierwszą przeszkodę, którą była koperta. Ogier bez problemu pokonał tą 90 cm kopertkę. Po przeszkodzie nakierowałam go na następną. Twardo lądował koń, który kocha skakać. Skok przez pajączka nie zrobił mu dużej różnicy porównując do stacjonaty spokojnie bez żadnego stresu sobie przeskakiwał przeszkody. Dla niego to nic trudnego. Gdy skręciłam na oksera trochę bardziej się nakręcił i skoczył tak jak by wystrzelił z torpedy ma takie zapasy takie przeszkody on skacze bez żadnego wysiłku. Gdy przeskoczył double barra również fantastycznie najechałam na triple barra już trochę bardziej się bałam przeskoczyć tą przeszkodę, lecz całkowicie mu ufałam i ja mam zrobić swoje, a on resztą się zajmie. Ta przeszkoda wydawała mi się bardzo wysoka mierzyłam ją, ale jakoś coś mnie tknęło i chciałam się wycofać, ale nie będę przecież uczyć konia wyłamywać on to przeskoczy skakał o wiele wyższe. Gdy dojechał do przeszkody wybił się miał jeszcze sporo zapasu leciał, poprostu jak ptak. On jest niesamowity. Teraz chyba dopiero się rozkręcił.
- Następnym razem wyżej sobie skoczymy, zobaczymy na ile cię stać. - powiedziałam, klepiąc konia.
Przeszłam do stępa i przez dłuższy czas klepałam ogierka. Szedł z wiszoną głową jednak nasłuchiwał czy coś się nie dzieje. Porządnie występowałam konia, a następnie pojechałam do stajni. Zsiadłam z niego, rozsiodłałam go, założyłam derkę i poszłam mu zamyć nogi. 
- Tak jak obiecałam masz tą swoją kostkę cukru. - powiedziałam głaszcząc go po pyszczku.
Wprowadziłam go do boksu i poszłam się czegoś napić.

sobota, 29 listopada 2014

Selciers Evere


   

   

   



IMIĘ: Selciers Evere
PŁEĆ: ogier
DATA UR: 19 listopada 2007r.
RASA: KWPN
MATKA: *However | - |
OJCIEC: *StradIvarious | - |
WZROST: 168 cm
MAŚĆ: skarogniada



PREDYSPOZYCJE:
  • skoki kl. C - CC

OPIS


WŁAŚCICIEL: Delicja
POPRZEDNI WŁAŚCICIEL: -
HODOWLA: Bernaux Stud



DOKUMENTY:
  • akt własności
  • akt urodzenia
  • paszport
  • bonitacja
  • rodowód


ILOŚĆ OSIĄGNIĘĆ: 1
ILOŚĆ GWIAZDKOWYCH OSIĄGNIĘĆ: 1



POTOMSTWO:
klacze
ogiery



TRENINGI:
  1. Trening skokowy


OSIĄGNIĘCIA SPORTOWE:
  1. I miejsce w skokach kl. CC | Bernaux Stud |
OSIĄGNIĘCIA POKAZOWE:

TYTUŁY I INNE:



INFORMACJE DLA HODOWCÓW:

  • stanówka: 700 hrs
  • mrożone: 400 hrs

poniedziałek, 24 listopada 2014

Bal Mikołajkowy!



Serdecznie zapraszamy do zapisów na Bal Mikołajkowy 2014 organizowany przez Rosewood Ranch & Aspera Ranch!
To wieczorem. Natomiast rankiem, szóstego grudnia, odbędzie się krótki teren. Uczestnicy będą mieli okazję pogalopować wzdłuż brzegu Bałtyku. :)

Regulamin:

  1. W terenie mogą brać udział dwie pary ze stajni (jeździec + koń), na bal zapraszamy całą załogę.
  2. Dziewczyny, wybierajcie koniki, które nie będą bały się wody. 
  3. Na bal obowiązują stroje wieczorowe. 
  4. Udział w terenie i balu są bezpłatne, wszystko fundują Milka i Rus, ale liczymy na wysoką frekwencję! :)
  5. Formularze składamy oddzielnie (drugi w odpowiedzi na swój pierwszy).
  6. Nie ważne czy złożycie formularze pod tym postem w Rosewood czy w Aspera Ranch. To ta sama impreza. 
  7. KONIEC ZAPISÓW: 26 LISTOPADA 17:00  (dziękujemy za dotychczasowe zgłoszenia :) 


Formularz TEREN:
Ksywka:
Adresa stajni:
Kontakt:

Imię konia:
Boks:
Jeździec (+link do opisu, nawias skasuj):


Formularz BAL:
Adres stajni:

Imię:
Link do opisu:
Zdjęcie stroju:
Dodatkowe info: (czyli kto z kim idzie, ktoś chce sprawić prezencik, albo jeśli chcecie żeby coś się wydarzyło np. oświadczyć ktoś by się chciał czy coś... ;D. Nawias skasuj:)


niedziela, 23 listopada 2014

Zmiany

Dawno nic nie zmieniałam, co nie?...
Od jakiegoś czasu myślałam o tym, że nie cierpię kupować koni czy dodawać nowych ze względu na to, że muszę pisać opisy i robić dokumenty... Tak postanowiłam kiedy tworzyłam Stark's i tego się trzymałam aż do teraz. Każdy nowy koń, niezależnie od tego, czy ma pełny boks, czy tylko opis, czy nie ma niczego - zostaje zapisany do dywizji 'GREENHORNS'.
Nie będę musiała się denerwować, że zanim dodam rumaka muszę zrobić masę rzeczy. Po prostu dodaje i w wolnym czasie uzupełniam. :)
Natomiast reszta, czyli moje "gwiazdy" przypisane zostały do dywizji 'MARVELS' (cuda, no bo dla mnie są to chodzące cudeńka). 

Nie wiem jeszcze jak zrobić tu zakładkę "konie". Bo oprócz odnośników do dywizji przydałaby się jakaś lista, co by ludzie się orientowali kto gdzie stoi. Jeszcze dzisiaj to przemyślę i zrobię. :)

PS. Robimy bal! Będzie bal! Ale szczegóły jeszcze nieznane... ;>

sobota, 22 listopada 2014

Trening ujeżdżeniowy

IMIĘ KONIA: Sileziana
JEŹDZIEC: Ruska
RODZAJ TRENINGU: ujeżdżenie
DATA: 22.11.14r.
MIEJSCE: plac ujeżdżeniowy
WYSTĄPILI: Megan

Chociaż Sil na początku trafiła do nas jako koń dzierżawiony, zdecydowaliśmy się ją kupić po otrzymaniu takowej propozycji. Skoro już u nas stała, to załoga za bardzo się na mnie nie piekliła, bo przyzwyczaili się do tej czarującej damulki i polubili ją równie mocno, jak ja. 
Weszłam do jej boksu zaraz po tym, jak ułożyłam sprzęt na stelażu przymocowanym do ściany boksu od strony korytarza. Sileziana zmierzyła mnie wzrokiem, odwracając głowę od okna. Widząc, że to znajoma twarz podeszła i pozwoliła się pogłaskać.
- Chyba masz dobry humor, kochana, co? - Uśmiechnęłam się i pomiziałam ją po nosie, a potem chwilę masowałam jej szyję. Nie była spięta, więc pomyślałam, że trening nam się uda.
Spokojnie zajęłam się czyszczeniem, ale klacz zaczynała się niecierpliwić, więc pospieszyłam się i już po chwili zakładałam czaprak, podkładkę i siodło. Zdecydowałam się także na owijki w kolorze czapraczka czyli jasno zielone. Na koniec ogłowie i już mogłyśmy wychodzić. 
- Bierzesz ją na halę? - zapytała Megan stojąca gdzieś za nami.
- Niee, idziemy na plac, nie jest tak gorąco.
- To dobrze, chciałam polonżować Kalla. - Uśmiechnęła się i mi pomachała.
Wyprowadziłam Sil przed stajnię, a potem spokojnym krokiem udałyśmy się w kierunku prostokątnego placu o wymiarach 60x20 metrów, otoczonego drewnianym ogrodzeniem. Na płocie w odpowiednich miejscach wisiały tabliczki z literkami. Weszłyśmy do środka i zamknęłam bramkę, po czym podciągnęłam popręg i wsiadłam. Klaczka natychmiast ruszyła żwawym stępem.
Delikatnie ściągnęłam wodze i poprawiłam się w siodle, by wyglądać jakoś przyzwoicie. Docisnęłam wewnętrzną łydkę, naprowadzając konia na pierwszy ślad. Sil łagodnie zjechała na odpowiedni tor i pomachała głową. Pilnowałam by tempo nie było wolne, a klaczka nie miała nic przeciwko temu. Pokonałyśmy półtorej okrążenia, a potem zmieniłyśmy kierunek poprzez przekątną i po takim samym dystansie zaczęłam ją sobie ustawiać. Wcześniej pozwoliłam jej jeszcze na wyciągnięcie głowy i tak dalej, no ale kiedyś trzeba się zabrać do roboty i to kiedyś właśnie nadeszło. Bawiąc się wodzami i jednocześnie  nie dając jej zwolnić, nakłaniałam do zganaszowania się. Bardzo szybko opuściła głowę, a potem wygięła szyję. 
Zaczęłam prosić ją o wolty w narożnikach. Klacz faktycznie miała dziś całkiem niezły humor bo wykonywała każde polecenie bez mrugnięcia okiem. Była także rozluźniona i bardzo ładnie wyginała się na kołach, nie tracąc rytmu. 
Nasze wolty były różnej wielkości, ale zaczynałyśmy od tych największych. Zdarzały nam się także ósemki i półwolty, by urozmaicać rozgrzewkę.
Sileziana radziła sobie świetnie i nie buntowała się, co w sumie było dla mnie sporym zaskoczeniem. Grzecznie przyspieszała lub zwalniała, gdy ją o to poprosiłam, bez żądnego „ale” odchodziła od ściany, bądź też do niej zjeżdżała, cały czas szła złożona i reagowała na sygnały. 
Wjechałam na linię środkową i zatrzymałyśmy się, ale z mojej winy przekroczyłyśmy środek, a klacz rozstawiła nogi nie do końca idealnie. Ruszyłam kłusem i skręciłam w lewo, by ponownie spróbować zatrzymania w „x”. Tym razem poprawniej zadziałałam łydkami i dosiadem, a Sil ładnie ustawiła się na środku placu. Poklepałam ją i nakłoniłam konia do kłusa. Tym razem zajęłyśmy się różnymi serpentynami, ale dość szybko porzuciłyśmy to na rzecz udoskonalania zmian tempa w kłusiku. Na długich ścianach wyciągałyśmy się do pośredniego, a na krótszych bardziej ją zbierałam. Po kilku próbach na obie strony postanowiłam przejść do stępa i porobić zwroty i cofania. Na początku Silka miała drobny problem z załapaniem tego, co ja właściwie od niej chcę. Dałam jej jaśniejsze sygnały i to pomogło. Klacz dobrze radziła sobie i ze zwrotem na zadzie, przód wychodził nieco gorzej, ale klacz wiedziała o co chodzi, więc po kilku próbach odpuściłam. To nie było aż takie ważne. 
Dałam jej odpocząć podczas pełnego okrążenia „nicnierobieniowego”, a potem sobie zakłusowałyśmy, za jakiś czas zmieniłyśmy kierunek i zagalopowałyśmy w narożniku. Sileziana łagodnie przeszła do szybszego chodu i przyspieszyła, gdy ją o to poprosiłam. Ciągle szła zebrana i posłusznie reagowała na wszelkie sygnały. Zgodziła się zjechać na dużą wotę (na połowe placu), gdzie pracowałyśmy nie więcej niż dwie minuty w obie strony. Nie było potrzeby, by bardziej ją męczyć. 
Kiedy porządnie rozgrzałyśmy się już w galopie, przyszła pora na elementy, które szczególnie chciałam z nią poćwiczyć. Jako koń chodzący wysokie klasy w ujeżdżeniu Sil musi perfekcyjnie znać ciągi i inne chody boczne. Uczyła się ich już jakiś czas temu, ale ciągle trzeba je sobie przypominać i doskonalić. 
Zwolniłyśmy do kłusa i zaczęłyśmy ćwiczenia od ustępowania od łydki. Klacz wiedziała co robić i od razu wykonała to poprawnie. Poruszała się płynnie, ale i sprężyście, aktywnie pracując całym ciałem. Powtórzyłyśmy w drugą stronę i przeszłyśmy do łopatki na trzech śladach. Pierwsze kroki nie spodobały mi się, bo Sil wyginała jedynie szyję, ale skorygowałam to w miarę szybko i już po chwili szła w poprawnym wygięciu. Cały czas pilnowałam tempa. Na koniec pochwaliłam ją i dałam chwilę przerwy, zmieniłyśmy sobie kierunek i spróbowałyśmy ponownie. Sileziana znowu zaczęła od wygięcia szyi i znowu poinstruowałam ją, że nie chodzi mi o coś innego. Wiedząc, że muszę się bardziej przyłożyć do sygnalizowania figur, przy kolejnym podejściu bardziej skoncentrowałam się na swojej postawie i wysłałam odpowiednie sygnały. To pomogło i klacz natychmiast ustawiła się w odpowiedni sposób. Radziła sobie naprawdę fajnie i pochwaliłam ją najpierw głosowo, a potem przez poklepania po szyi. 
Kolejnym etapem miały być ciągi. Klaczka zdążyła się już spocić, zresztą tak samo jak ja, więc uznałam, że po ciągach w kłusie i galopie zostaną nam jedynie lotne zmiany i będziemy kończyć. 
Jak pomyślałam, tak zrobiłam. 
Klacz była już ustawiona, więc odpowiednio działając łydkami i dosiadem, przejechałyśmy ciągiem kilka metrów. Potem dałam jej odsapnąć i po minutowej przerwie porwałyśmy się na dość długi fragment do pokonania. Sileziana szła poprawnie, sprężyście i na kontakcie. Uważała na to, jak stawia nogi i byłam z niej naprawdę zadowolona. 
W galopie radziła sobie trochę gorzej i często się gubiła, ale po dwóch, może trzech próbach poprawiła swoja koordynację na tyle, by jakoś wykonać jeden przyzwoity ciąg. Pochwaliłam ją i nie zmieniając chodu wykonałyśmy jedno luźniejsze okrążenie. 
Lotna zmiana nogi na przekątnej wyszła jej bez problemu. Stopniowo zwiększałyśmy liczbę aż w końcu wykonywałyśmy lotną co takt przez kilka metrów. 
- Jesteś świetna! - powiedziała wesoło, klepiąc ją po szyi w nagrodę.
Zwolniłyśmy do kłusa i na luźnych wodzach pokręciłyśmy się po placu dla rozluźnienia. Później już sam stępik. Zdecydowałam się na opuszczenie placu i błąkanie się po okolicy. Z trudem otworzyłam furtkę i wyjechałyśmy na drogę prowadzącą do stajni, ale nie zatrzymałyśmy się, a pojechałyśmy w stronę hali. Okrążyłyśmy padoki i lonżownik i dopiero wtedy podjechałyśmy pod otwarte wrota stajni dla klaczy. Zsiadłam i odpięłam popręg, po czym przewiesiłam go przez siodło, by nie obijał się o nogi Sil. 
W boksie zdjęłam sprzet i porządnie wygłaskałam klacz. Była zbyt zmęczona na złośliwości, więc pozwalała mi się głaskać. Nie chciałam jej długo przeszkadzać, więc po kilku minutach wyszłam, by mogła zająć się swoimi sprawami. 
Po godzinie wróciłam do niej, by wypuścić ją na pastwisko zresztą towarzystwa. 

poniedziałek, 10 listopada 2014

Rosewood Rach

 LINK

Zrobiłam filmik o naszej stajni. Jest dziwny, ale podoba mi się, bo fajnie pokazuje charakter tego miejsca. :)
Co sądzicie? ;D

Trening ujeżdżeniowy

IMIĘ KONIA: Night Fury
JEŹDZIEC: Anita
RODZAJ TRENINGU: ujeżdżenie
MIEJSCE: kryta hala
DATA: 12.11.14r.
WYSTĄPILI: w sumie to prawie wszyscy ;D


Wszyscy nowi pracownicy rozpakowali się już w swoich pokojach w domu gościnnym. Po zjedzeni wczesnej wspólnej kolacji w postaci grilla, cała załoga RR udała się na krytą halę. Mieliśmy się bliżej poznać i chociaż niektórzy najchętniej prysnęli by stamtąd w podskokach - musieli zostać i uczestniczyć w zajęciach.
- Jak w podstawówce... - mruknął niezadowolony Axel, oparty o ścianę z rękami w kieszeniach jeansów.
Wywróciłam oczami i głośno westchnęłam.
- Tak będzie lepiej dla nas wszystkich, serio. Lepiej mieć to szybko za sobą i potem nie będzie problemów.
Zajęliśmy miejsca na najniższym rzędzie trybun.
- Ruska, pospieszmy się... - błagalnie zawołała Val, siedząca na drugim końcu. - Mamy jeszcze dziś jazdy.
- Dobra, to może przeprowadzimy skróconą wersję. Każdy się przedstawi, apotem wylosujemy osobę, która wsiądzie na konia i pokaże, co potrafi?...
- To może przedstawiajmy się i dodatkowo podajmy imiona wszystkich osób jaki były przed nami. Utrwalające pamięć – zaproponowała Lou, a ja szybko się zgodziłam. Od razu również zaproponowałam, że będę pierwsza.
- Jestem Ruska.
- Nie ma tak, dawaj imiona.
- Ale nikogo przede mną nie było...
- Masz trudniej – Ufo wytknęła język i zadowolona z siebie rozsiadła się wygodniej na rozkładanym fotelu.
Wymieniłam wszystkich i byłam z siebie bardzo, bardzo dumna. Dalej radzili sobie równie dobrze, bo w gruncie rzeczy nie trudno było zapamiętać piętnaście osób.
- Barbie, książę Kaspian, Ania z Zielonego Wzgórza... Niezidentyfikowany Obiekt Latający... więcej nie pamiętam. - Ax rozejrzał się jeszcze po naszych twarzach, udając zamyślenie, a potem zeskoczył na ziemie i stwierdził, że na dziś skończył.
- Wzruszyłam ramionami.
- To kto wsiada?
Kilka osób wyrwało się z rękami do góry. Mając do dyspozycji jedną monetę wyłoniliśmy zwycięzce metodą „orzeł czy reszka”. Wygrała Anita.
Miała sobie wybrać dowolnego konia, a Vienne poszła z nią, by doradzić. Cierpliwie czekaliśmy aż wrócą gotowe do jazdy. W końcu po kilku minutach na halę wkroczył Night Fury.
W sumie byłam zadowolona, bo konik zaczyna starty w zawodach i teraz przydadzą mu się treningi. Tym bardziej, że Anita dobrze radziła sobie w jego dyscyplinie.
Rozmowy ucichły, a dziewczyna sprawnie wskoczyła na grzbiet karego wałacha. Ustawiła sobie długość puślisk i z nienaganną postawą ruszyła stępem. Koń od razu wyczuł, że z tą panią nie ma żartów.
- Bez szaleństw – powiedziała głośniej Meg, która spędzała z nim najwięcej czasu. No i Sky. Ten koń był pupilkiem młodej, ale akurat nie było jej z nami na hali.
- Jest grzeczny, szaleństw nie będzie – odparła pewna siebie amazonka i delikatnie przyspieszyła. Z jej miny wywnioskowałam, że jest zadowolona z pierwszego wrażenia. Karus zaczął się ganaszować niemal od razu.
Już w połowie pierwszego okrążenia zaczęła robić wolty, by konik nie miał czasu na nudę. Ale raczej mu to nie groziło, był strasznie ciekawy nowej osoby i pilnie słuchał każdego sygnału. Miło patrzyło się na tę pracę.
Obserwowaliśmy w skupieniu jak Anita nakłania Fury'ego do zatrzymania i zrobienia zwrotu na zadzie. Po kilkunastu krokach nastąpił zwrot na przodzie, a po całym okrążeniu – cofanie. Koń wyraźnie chciał robić to, co polecała mu amazonka. Chętnie podchodził do każdego ćwiczenia i starał się wykonywać je jak najlepiej. Para utrzymywała żwawe tempo, a wałach ciągle był na kontakcie i się ganaszował.
Dość często zmieniali kierunki. A to przeż przekątną, a to przez półwoltę, a to jeszcze inaczej. Generalnie – cały czas coś. Koń wyraźnie chciał już kłusować, ale amazonka pozwoliła mu na to dopiero po dłuższej chwili. Chciała mieć pewność, że całkiem podporządkowała sobie wierzchowca. Kiedy już wiedziała, że wszystko będzie dobrze – wypchnęła go do kłusa. Fury od razu ruszył fajnym tempem. Zaprezentował się od najlepszej strony, bo pięknie podnosił kopytka, szedł złożony z wyraźnie zaangażowanym zadem. Wyglądał tak, jak przystało na dobrego konia ujeżdżeniowego.
Wykonali po jednym pełnym okrążeniu na obie strony, a następnie przeszli do ćwiczeń. Było mnóstwo wolt, na których Fury ślicznie się wyginał. Byłam pod wrażeniem jego postawy i zachowania, bo nawet jak na niego, to było coś.
Bardzo chętnie przyspieszał i pozwalał się prowadzić. Nie miał najmniejszych problemów z odbiorem sygnałów wysyłanych przez Nitę.
Ćwiczyli przejścia między stępem, a kłusem i na odwrót a także te widoczne przy zmianie tempa. Anita chciała, by koń płynnie przyspieszał albo zwalniał, bez jakichś brzydkich elementów. Wyglądało to coraz lepiej.
Kłusowali bardzo długo. Wykonywali przeróżne rysunki na płaszczyźnie całej hali lub jej fragmentów. Między innymi ósemki albo serpentyny o coraz większej licznie brzuszków.
Night Fury dawno nie był tak porządnie rozkłusowany i pozytywnie wymęczony ćwiczeniami.
Anita dała mu chwilę przerwy w stępie swobodnym, by po mniej więcej minucie znowu zebrać wodze, zakłusować, a potem zagalopować. Najwyraźniej nie spodobało jej się bo zwolniła i ruszyła galopem po kilku sekundach. Tym razem pochwaliła konika głosem i pozwoliła mu się rozluźnić w szybszym tempie. Troszkę po parskał i pomachał głową, ciesząc się luzem. Szybko zaczął zbierać się sam, więc dziewczyna skróciła wodze, by mieć z nim lepszy kontakt i zmieniła kierunek poprzez przekątną z lotną zmianą nogi. Koń wykonał to dość ładnie. Wkrótce po tym na nowo zaczęły się ćwiczenia.
Nita zauważyła, że w galopie Fury nie pracuje już tak dobrze i trochę usztywnia się na zakrętach. Zaczęła intensywną pracę na woltach, by uzyskać ładne, poprawne wygięcia ciała konia. Karus szybko załapał o co jej chodzi o od tej pory starał się kontrolować swoje ruszy. Po ćwiczeniach nad wielokrotnym zmianie nogi (co kilka taktów) przyszedł czas na przejścia między wszystkimi chodami. Koń był już spocony, więc podejrzewałam, że to już końcówka.
Przejścia wychodziły raz lepiej, raz gorzej. Generalnie ładniej radził sobie z przyspieszaniem. Zatrzymania z galopu na początku były mocno nijakie, ale po kilku próbach w końcu wyszło świetnie.
Na koniec zrobili jeszcze po dwa luźne okrążenia w kłusie i zwolnili do stępa. Anita poklepała konia i dała mu luźne wodze, a ten natychmiast opuścił łepek do ziemi.
Po dziesięciu minutach zsiadła i odprowadziła konie do stajni.
- Dobra jest – stwierdziła nieco niechętnie Valentine.
- Kary chodził jak w zegareczku... - dodał Harry, a kilka osób mu przytaknęło.
- On zawsze tak chodzi. - Megan wzruszyła ramionami i wstała, by opuścić halę. - Idę do siebie, rano karmię konie.
- Zazdrościsz jej – powiedział Kyle ze śmiechem, ale nie pozostała mu dłużna. Z jadowitym uśmieszkiem prawie podniosła go, łapiąc za koszulę i wysyczała, że „nie zazdrości nikomu”.

Potem w lepszym humorze wyszła. Rozmawialiśmy jeszcze chwile i czułam, że jakoś się zgramy. Na pewno czeka nas parę kłótni, ale ostatecznie będzie dobrze. Rozeszliśmy się do pokoi, bo jutro kolejne treningi...  

Nowi pracownicy


Biuro stajni było dobrze widoczne już z dziedzińca. Mieściło się w budynku stadniny, tuż przy wejściu. Jedną ścianę w całości pokrywały okna, a wszystkie pozostałe obrazy, zdjęcia oprawione w kolorowe ramki i nagrody wszelakiej maści przytwierdzone tam na różne sposoby. Ściągnęłam większość papierów na podłogę i ukryłam je za biurkiem, na którym zostawiłam tylko teczki kandydatów na kilka świeżych wakatów. Ray obracał się na krześle, nudząc się niemiłosiernie i czekając aż pozwolę wejść pierwszej zainteresowanej.
Wszyscy oni czekali na zewnątrz, gawędząc między sobą. Niektórzy trzymali się z boku. Naliczyłam dziewięcioro, chociaż o rozmowach powiadomiłam ośmiu...
Ogarnęłam wzrokiem niewielkie, kwadratowe pomieszczenie i stwierdziłam, że wszystko jest już w miarę uporządkowane. Chwilę później otworzyłam drzwi i z uśmiechem zaprosiłam pierwszą osobę.
Szatynka popatrzyła na mnie wielkimi brązowymi oczami i nerwowo wkroczyła do pomieszczenia. Usiadłam za biurkiem, wskazując jej miejsce naprzeciwko.
- Louise Russell, tak?
- Zgadza się.
Przeglądałam jej dane kilka dni wcześniej. Zainteresowały mnie na tyle, by sprowadzić dzisiaj do stajni tą uroczą amazonkę. Osiągnęła już sporo i ciągle pięła się w górę, chociaż aktualnie kariera stanęła w miejscu z powodu zamknięcia stajni, którą reprezentowała do tej pory. Specjalizowała się w skokach wyższych klas i ujeżdżeniu, ale napisała, że nie straszne są jej nowe doświadczenia i szybko się uczy.
- Mamy sporo koni, a za kilka miesięcy ich liczba jeszcze bardziej się zwiększy. Ciągle przybywają nowe, a sprzedawać nie mam serca – wyjaśniłam.
- To nie problem, w ogłoszeniu napisała pani, że zapewnia zakwaterowanie i wyżywienie. Jeśli będę na miejscu mogę wziąć na siebie sporą liczbę obowiązków i na pewno dam radę. - Uśmiechnęła się.
Porozmawiałyśmy jeszcze chwilę. Ostrzegłam ją przed tym, że często jesteśmy jak dzieci i nie potrafimy się ogarnąć przez dłuższy czas, ale nie przeszkadzało jej to. Właściwie to nic jej nie przeszkadzało.
Następny gość nie pozostawił po sobie dobrych wspomnień. Robert Chauinard powypisywał w CV niestworzone rzeczy na swój temat z czego prawdą okazało się być jedynie to, że potrafi wymienić 82 rodzaje raka. Musiał rzucić studia medyczne i postanowił spełnić się jako jeździec, ale postanowiłam, że u nas swojej kariery rozwijać nie będzie.
- Kyle Hammerback... - przeczytał Ray, pobieżnie odczytując informacje z teczki.
Zerkałam na kartki, ale nie mogłam z nich nic wyczytać, więc jechałam z pamięci.
- Jesteś dobry w ujeżdżeniu wysokich klas, prawda?
- Dokładnie tak. Cóż... trenerzy zwykle mnie chwalili. Miałem długą przerwę z powodu kontuzji, a teraz wiem, że jestem gotów.
- Mamy kilka koni, którymi teoretycznie mógłbyś się zająć.
- Dużo potrafię i zapewniam, że pod moją opieką te rumaki mogłyby sporo osiągnąć. Trenowałem kilka młodych koni od podstaw, teraz oglądam je w telewizji.
Zerknęłam na Rayana, ale kręcił nosem. Poprosiłam, by zawołał kolejną osobę. Wszyscy ci, którzy byli już po rozmowie mieli czekać na ostateczny koniec, bo miałam od razu zdecydować kogo biorę. Szkoda czasu, by się patyczkować.
Już przez okno zauważyłam kto z oczekujących zmierza do drzwi.
- Chcę go, Ray. Słyszysz? Chcę go... - poprosiłam błagalnie, a on z zaciekawieniem podniósł wzrok znad kartek.
- Wysoki brunet z czarnymi włosami do ramion i brązowymi oczami. Stanął przed nami z rozbrajającym uśmiechem i przywitał się uściskami dłoni. Był pewny siebie i wesoły.
„Masz tę robotę” - chciałam powiedzieć, ale Rayan zaczął go przepytywać. Chłopak aspirował na stanowisko stajennego, jeździć nie potrafił, ale dane, które podał należało jakoś sprawdzić. Panowie długo pertraktowali na temat sztuk walki, które owy brunet trenował przez kilka ostatnich lat, później przeszli do tematu broni białej, a na koniec, już zupełnie jak kumple, opowiadali sobie kawały o służbach bezpieczeństwa.
Kiedy wyszedł, dowiedziałam się, że Stark tez go chce. No i dobrze, wszyscy szczęśliwi.
Kiedy do pokoju sprężystym krokiem wparadowała długonoga blondyna poczułam się zazdrosna. No ale nic, nie okazywać uczuć.
Gdyby nie cudowne preferencje i wielkie umiejętności przy pracy z końmi, pewnie nie myślałabym o niej przychylnie. Podczas rozmowy wydawała się być nawet miła. Musiałam się nad nią dłużej zastanowić.
Przyjęliśmy kolejnego chętnego, a potem kolejnego i jeszcze jednego, tym razem płci żeńskiej. Kandydatka miała na imię Dana i wydała mi się odpowiednią osobą. Była bardzo wszechstronną amazonką.
Na koniec do pomieszczenia wszedł gość, który znacznie wyróżniał się na tle koniolubnego tłumu. Nosił skórzaną kurtkę i słuchawki powieszone na szyi, a jego włosy były w kompletnym nieładzie. Zawadiaka. Tego też chciałam.
Ray niekoniecznie i przez dobrą chwilę kłóciliśmy się podniesionym szeptem, a jegomość siedział na krześle z nogą oparta na drugiej nodze i rozglądał się po pokoju, wystukując palcem melodię jakiejś piosenki.
Podziękowaliśmy i zaczęliśmy się naradzać.
Po kwadransie mieliśmy już listę pięciu przyjętych osób, wyszliśmy więc na zewnątrz, by zakomunikować werdykt oczekującym.
- Louise Rusell, Anita Jones, Aiden Flatts, Axel Kelly i Kyle Hammerback – wyczytałam nazwiska, robiąc przed każdym kilkusekundową przerwę.
Większa część szczęśliwej piątki ucieszyła się i tę radość okazywała. Trójka pechowców zawinęła manatki i wyparowała w krótką chwilkę.
Zjawiła się Valentine, która pokazała naszym nowym nabytkom pokoje w wyremontowanym domu gościnnym. Mieli się wprowadzić jutro do 16:30.

Tak oto rodzina RR trochę się powiększyła. :)

Trening skokowy

IMIĘ KONIA:

  1. Colossus
  2. Aftershock

JEŹDZIEC:

  1. Megan 
  2. Valentine

RODZAJ TRENINGU: skoki
DATA: 11.10.14r.
MIEJSCE: kryta hala
WYSTĄPILI...: Ruska, Ray, Chris


Megan miała wsiąść na Colosa, kiedy Val postanowiła pomęczyć się z Perunem. Obydwa konie były właśnie szykowane do treningu skokowego, a ja obserwowałam to, siedząc pod ścianą naprzeciwko, tuż obok drzwi do siodlarni, w które właściwie nic się już nie mieściło.
- Co jeśli wyremontujemy piwnicę i zrobimy tam sobie duuuży składzik na sprzęt i do tego jeszcze jakiś uroczy pokoik ze stołem bilardowym? - pomyślałam na głos, a dziewczyny popatrzyły na mnie z boksów.
- W sumie... ja jestem za – odparła Meg i nałożyła siodło na grzbiet siwka.
Kasztanek zaczynał się niecierpliwić,ale Valentine dopinała już ostatnie paski przy ogłowiu i mogła go wyprowadzać. Stanęła przy drzwiach.
- Ja też – powiedziała po chwili namysłu. - Szczególnie jeśli chodzi o ten stół.
Konie w przeciągu pięciu minut znalazły się na hali, gdzie wsiadły na nie amazonki. Tak jak Col już od początku był grzeczny i posłusznie wjechał na pierwszy ślad, tak Perun od pierwszego kroku zaczął sprawiać problemy. Pierwszym z nich było to, że nie zamierzał jechać w linii prostej, a szedł bardziej tak, jakby przed jazda strzelił sobie kilka kieliszków wysokoprocentowego trunku. Machał też głową i starał się wyrwać Ufoczkowi wodze.
- Nie daj się! - zawołałam do dziewczyny, stojąc na środku.
- Nie dam, nie dam.
Szybko wyperswadowała mu takie zachowania z głowy. Mocniej usiadła w siodle i z nienaganną postawą działała dosiadem i łydkami tak, by koń wiedział, co ma robić. Była stanowcza i cierpliwa.
W tym czasie Megan i Colossus pracowali nad tempem, które nie było najlepsze. Dziewczyna ciągle popędzała go i starała się obudzić wałaszka. Była dopiero dziewiąta rano...
Po pierwszym okrążeniu zaczęła nakłaniać go do robienia dużych wolt, ósemek na całą halę lub jej połowę, albo do serpentyn z niewielką ilością brzuszków. Często zmieniali kierunek, a średnica wolt i wielkość łuków zmniejszała się z każdym okrążeniem. Skupili się na wygięciach.
Val najpierw musiała przetłumaczyć Perunkowi, że może nawiązać z nią kontakt i niekoniecznie trzeba przy tym zachowywać się jak osiołek.
- Kochanie drogie... - zaczęła, powoli tracąc cierpliwość. - Niebawem przestanę być spokojna.
- Teraz wiesz co my przezywamy z tobą. Jesteście tacy sami – powiedziałam z uśmieszkiem, a ona wytknęła mi język i zaczęła robić wężyka. Później przyszły wolty w narożnikach i zmiany kierunku przez przekątne.
Kiedy ogier nieco się ogarnął mogła z nim zacząć pracować na jakimś konkretniejszym poziomie. Stwierdziłam, że dogadali się stosunkowo szybko. Tak myślałam, że te dwa popaprańce dojdą do porozumienia. ;)
Już po kilku minutach obydwa konie zaczęły kłusować i w tymże chodzie wykonywać podstawowe ćwiczenia rozgrzewające.
Na hali było wtedy 8 ustawionych przeszkód, a w schowku znajdowało się jeszcze około pięć stojaków i... dużo drągów. W tym kilka połamanych.
Wzięłam sześć tych, które były pod ręką i ułożyłam na na ziemi z równych odległościach. Dziewczyny raz na jakiś czas przejeżdżały przez nie w półsiadzie, pilnując by konie wysoko podnosiły kopytka. Poszłam po takie te klocki, żeby móc zwiększać wysokość drągów do około 15 cm. Na początek podniosłam tylko po jednym końcu każdej belki metodą naprzemienną.
Col Stuknął dwa razy na jedną stronę i raz na drugą, za to Perun przejechał zupełnie bez puknięcia. Miał w sobie mnóstwo energii i i gdyby mógł przeskoczyłby wszystkie dagi naraz.
Kiedy wszystkie końce belek stały już na klockach musiałam zwiększyć odległości między nimi. Skinęłam głową na Meg, która uparła się, że jej koń przejdzie to na czysto. Cały czas pilnowała go by nie uciekł, stukając go łydkami i zachęcając cmokaniem. Siwus dobrze odebrał te sygnały i ślicznie pokonał drążki.
- Ładnie. Val?
Perunek z zawrotną szybkością kierował się na przeszkodę, ale UFO zrobiła woltę i ustawiła go sobie, pilnując by nie rozpędził się z tym kłusem aż nadto. W efekcie przeszkodę pokonali w ładnym stylu.
Obydwie powtórzyły ćwiczenie jeszcze raz, ale od drugiej strony. Wysłałam smsa do Chrisa i Ray'a, co by mi pomogli z przeszkodami. Ten drugi ciągle boczył się na mnie za to, że kupiłam kolejne konie, no ale przyszedł.
- To co robimy? - zapytał, rozglądając się.
- Myślałam nad szeregiem gimnastycznym z pięciu przeszkód, a resztę rozsiejemy w różnych miejscach.
Dziewczyny ćwiczyły jeszcze w kłusie, czasem przejeżdżały tez przez cavaletti, a my zajmowaliśmy się targaniem stojaków i belek.
Megan zdecydowała, że czas na zagalopowanie. Poinformowała nas o tym i kiedy Val zmieniła sobie kierunek, w narożniku siwek w miarę płynnie przeszedł do szybszego chodu. Kilka pierwszych fouli nie wyglądało najlepiej, bo koń raczej się wlókł niż biegł, ale dociśnięcie łydek i miarowe postukiwanie załatwiło ten problem.
Po dwóch okrążeniach, podczas których amazonka ciągle tylko przyspieszała, by koń się rozruszał, przyszedł czas na ćwiczenia. Zaczęła kręcić wolty i ósemki z lotną zmianą nogi.
Wtedy także Val postanowiła zagalopować. Perun z grubsza się ogarnąć, chociaż ciągle coś go tam „gryzło”.
Ustawiła go sobie na ścianie i w narożniku wypchnęła konia do galopu. Jednak ten nie zrobił najlepszego wrażenia, więc szybko zwolniła i ponowiła próbę. Ogierek znowu pokazał rogi, ale Val nie zamierzała mu odpuszczać. Chciała by zagalopował ładnie i taki efekt uzyskała przy trzecim podejściu. Perun zdusił w sobie chęci odparowania jej za ten, w jego mniemaniu, czyn rażący majestat. Nawet ślicznie się złożył i przez dłuższy czas zachowywał spokój.
Koniska się rozgrzały, więc mogliśmy przejść do części skokowej. Panowie usadowili się przy drzwiach by nie przeszkadzać, ale i być w pobliżu, gdy któryś z rumaków straci poprzeczkę.
- Megan? Jedziesz pierwsza z kłusa?
- No dobra.
Szereg składał się z czterech krzyżaków i stacjonaty, z czego żadna z przeszkód nie przekraczała 30 cm wysokości. Były ustawione na skok-wyskok.
Col zainteresował się konstrukcją i chciał zagalopować przed pierwszym skokiem, ale Meg go powstrzymała. Ładnie poradził sobie z przeszkodami, nie brakowało mu sygnałów, a on sam pokazał się od dobrej technicznie strony.
- Ufoludku, twoja kolej!
Valentine zwolniła do kłusa i walcząc o przetrwanie najechała na pierwszego krzyżaczka. Perun mocno się napalił, ale udało mu się wytrzymać w kłusie. Miał tyle energii, że aż miło się patrzyło. Pokonał szereg piorunem i w pięknym stylu.
Razem z chłopakami nieco zwiększyliśmy odstępy między przeszkodami, by koniska mogły na spokojnie przejechać to galopem. Col znowu był pierwszy i tym razem musiał najechać na szereg od drugiej strony. Było mu trochę ciężej, jednak Megan uważnie pilnowała, by nie zwolnił i zawsze odbijał się od ziemi. Tym sposobem pokonali całość, a konik dostał wyklepany.
Kasztanek wiedział już, że na niego czas, więc zagalopował bez polecenia. Val cierpliwie zwolniła i po kilku sekundach pozwoliła mu na galop. Uważając by zanadto się nie rozpędził najechała na szereg i właściwie nie musiała za wiele już robić, bo Perun doskonale radził sobie sam.
Rozsunęliśmy końcówkę konstrukcji tak, by trzy pierwsze przeszkody trzeba było pokonywać skok-wyskok, a przed dwiema pozostałymi należało wykonać jedną foule galopu.
Colossus radził sobie jeszcze lepiej, bo najwyraźniej zdążył się już obudzić. Chętnie najechał na pierwszego krzyżaka i przeskoczył go bardzo ładnie. Reszta poszła równie dobrze.
Perun zachwycił mnie równie mocno, ale no cóż, to nie były bardzo trudne rzeczy. Te koniska dopiero do nas przyjechały i ich treningi są na razie łatwiejsze, bardziej przygotowujące do pierwszych startów.
Kasztan z werwą przeskoczył wszystkie przygotowane przeszkody. Miał w sobie to coś. Patrzyło się na niego z uśmiechem i błyskiem w oku.
Podczas gdy obydwa konie po kolei powtarzały cały szereg, ja podniosłam poprzeczki przy tych trzech luźno stojących przeszkodach. Wtedy wpadłam na pomysł jakie będzie kolejne ćwiczenie...
Kiedy Colossus skakał przez szereg, Perun pokonywał te luźne przeszkody, z których każda miała po 90 cm. Potem konie się zamieniły.
Kiedy każdy opanował już skoki tam do perfekcji, pozwoliliśmy im na chwilę stępa.
Przesunęliśmy wszystko pod jedną ścianę, a na hali zostały jedynie trzy przeszkody. Stały na środkowej linii hali w równych odstępach. Jedna na samym środku, a dwie pozostałe po bokach, mniej więcej trzy metry od ścian (rysunek).
Zadaniem pary było przeskoczenie pierwszej, potem trzeciej, a na koniec środkowej (niebieska linia).
Tym razem na pierwszy ogień poszedł Perunek pełen zapału mimo wykonanej do tej pory pracy.
Stałam przy środkowej przeszkodzie i obserwowałam ich.
Ah, muszę jeszcze wspomnieć, że wszystkie przeszkody były stacjonatami o wysokości kolejno 90 cm, 80 cm i 100cm.
Tak więc kasztanek najechał prosto na pierwszą i pokonał ją bardzo sprawnie. Jego wybicie było na tyle mocne, że Val prawie straciła równowagę, ale nie zleciała. Wykonała łagodny duży łuk, ale koń nawet nie myślał by się na nim wygiąć. Dwójka poszła lepiej i przede wszystkim ładniej. Konik ślicznie wyciągnął główkę. Natomiast bardzo nie podobało mi się dziwne skrócenie mniejszego łuku, przez co najazd na ostatnią przeszkodę wyszedł byle jak i sam skok został oddany równie kiepsko.
- Zaraz to poprawicie – powiedziałam. - A teraz Colosik.
Wałaszek zachwycał dokładnością. To był jego atut. Jeśli odpowiednio się go pilnowało, a Megan to robiła, mógł przejechać cały parkur w świetnym stylu. Szedł chętnie i silnie podchodził do każdej kolejnej przeszkody. Pierwszy łuk wyglądał ślicznie, no ale drugi to już gorzej. Ostatecznie stwierdziłam, że „no może być”.
Perun – podejście numer dwa...
Val skupiła się na tym, by wygiąć go na zakrętach, a koń skupiał się na tym, by skakać. Połączone siły dwójki zaowocowały pięknej urody przejazdem.
- Dobra, dziewczyny. Zmienimy sobie kolejność. Najpierw dwójka, potem jedziecie na prawo, skaczecie jedynkę, potem jedynka i znowu na prawo, znowu na dwójkę (czerwona linia). Jasne?
Szybko przeanalizowały sobie moje słowa i obydwie skinęły głowami.
Colos ruszył galopem i zakręcił tak, by móc najechać prosto na stacjonatę. Wyszło bardzo poprawnie, a na zakręcie ładnie się wygiął. Może miał bardzo krótki najazd i ledwo wyrobił, ale ostatecznie dał radę. Trójeczka wyszła świetnie, a nauczona doświadczeniem Meg dała mu tym razem więcej miejsca, by na spokojnie wyliczyć sobie kroki do ostatniej przeszkody.
Poklepała go, gdy koń wylądował. Bardzo podobała mi się och jazda. Col uważał na to, co robi i starał się wypaść jak najlepiej. Dużo myślał i analizował.
Czego nie można było powiedzieć o Perunie... Ale taktyka Val sprawdziła się i tym razem. Wiedziała, że koń skoczy wszystko, więc zgodziła się mu zaufać i sama skupiała się na wyjechaniu zakrętów. Kasztanek zgodził się na ten układ i chętnie skakał, a potem wyginał się na łukach. Zdecydowanie się poprawił i byłam dumna z postępu. Mocno się uelastycznił i widać było, że pracuje z jeźdźcem.
- No i ostatnie zadanie...
- Co tym razem?
- Hmm, mam w głowie takie „S”. Zaczynając od trójki, potem w lewo na dwójkę i w prawo na jedynkę (zielona linia). Co wy na to?
- Czyli najpierw na lewo?
- Tak, tak. I takie... no „S”. Najprościej. Niech najpierw jedzie Col, a Perunowi podniesiemy o 5 cm.
Val rzuciła mi trochę nieobecne spojrzenie. Trochę w stylu „a już mi wszystko jedno...”.
Colos chętnie ruszył na przód i ładnie przeskoczył nad stacjonatą. Na zakręcie prawie pogubił nogi i potem z całą siłą odbił się od ziemi, by przefrunąć nad trójką. Niezadowolonym machnięciem głowy przyjął do wiadomości fakt, że musi znowu ostro zakręcić i przez to nieco pokracznie przeskoczył ostatnią przeszkodę. No ale przeskoczył.
Megan pochwalił go i zwolniła do kłusa. W tym czasie każdy bez konia dopadł do jednej z przeszkód i podwyższyliśmy drąg o tych kilka centymetrów.
Val zagalopowała i za późno zdała sobie sprawę, że jedzie kontrgalopem. Perun poradził sobie dobrze i nawet radośnie przyspieszył, gdy odkrył, że teraz jest wyżej. Szybko i bez protestów wykręcił na dwójkę i przeskoczył ją z mocą. Był szczęśliwy i nie było po nim widać nawet odrobiny zmęczenia. Ten koń ma ADHD.
Valentine przywróciła go do porządku w sekundę i starała się poszerzyć łuk, by koń miał szansę na dłuższy najazd. W miarę się udało i Perun z wdzięcznością wykonał piękny skok i cudownie wyciągniętą do przodu głową i złożonymi nóżkami. Wyklepany przez swoją partnerkę zwolnił.
- Fajnie wam dziś poszło muszę przyznać – powiedziałam z usmiechem, targając grzywkę siwego, gdy ustawił się przy mnie.
- Poza tym, że nie czuję rąk to tak, świetnie było – mruknęła UFO i na zupełnie luźniej wodzy stępowała na kasztanku.
- Myślę, że jakoś uda ci się przeżyć. Rokowania są dobre.
- Jeśli dokupi kolejnych 10 koni i będzie ci kazała wsiadać na siedem dziennie to nie wiem... - Ray wtrącił swoje trzy grosze.
- Hej! O tym już rozmawialiśmy. Ty masz misje, ja mam nowe konie.
- A my mamy więcej roboty... - Tym razem wtrącił się Chris.
No dobra, mają rację. Trochę zaszalałam ostatnio...
- Nie kontroluję siebie, kiedy widzę ładnego rumaka na sprzedaż – wyznałam z bezradnością wzruszając ramionami. - Mogę nam poszukać nowych ludzi do zespołu, może trochę was to odciąży, hm?
Wymienili spojrzenia.
- Albo to albo sprzedanie kilku koni, więc myślę, że sprawa już załatwiona i zaraz polecisz szukać nadających się osób...

No i mieli rację, jeszcze tego samego dnia odpowiedziałam na kilka CV, które regularnie podrzucają nam różni ludzie i umówiłam się na rozmowy kwalifikacyjne.  

niedziela, 9 listopada 2014

Trening crossowy

IMIĘ KONIA:
  1. Catsye
  2. Cassiopea
  3. Colossus
IMIĘ JEŹDŹCA;
  1. Ruska
  2. Valentine
  3. Sky
RODZAJ TRENINGU: cross
DATA: 10.11.14r.
MIEJSCE: tor crossowy (very easy)
WYSTĄPILI...: -



Razem z dziewczynami zdecydowałyśmy się wziąć kilka naszych nowych nabytków na trening crossowy, żeby obeznały się z okolicą.
Prowadziłam zastęp przez całą drogę, ale kiedy byłyśmy już blisko i zwolniłyśmy do stępa, podjechała do Val.
Obydwie klaczki zachowywały się świetnie – nie były jeszcze zbyt pewne siebie. Colossus jadący za nami także nie przysparzał problemów młodej amazonce. Na widok przeszkód ożywiły się i przyspieszyły kroku.
- No dobra, moje drogie. Krótka rozgrzeweczka i do dzieła – powiedziałam z uśmiechem. - Ale wiecie, te konie mają się nawet nie spocić.
Przytaknęły i odjechały w dwie różne strony, by zająć się indywidualną pracą. Catsye była bardzo żwawa. Gdy tylko na nią wsiadłam wiedziałam, że się dogadamy. Reagowała na każdy mój sygnał. W kłusie robiłyśmy dużo wolt, a potem usiadłam w siodle i wypchnęłam ją do galopu. Z drobnym ociągnięciem przyspieszyła i rozkręciła się, gdy pozwoliłam jej na większe koło niż dotychczas. Po chwili zmieniłyśmy kierunek przez lotną zmianę nogi i po dwóch okrążeniach zwolniłyśmy do stępa, by porobić zwroty i cofania.
Valentine ustawiła sobie Cass już w czasie drogi na tor. Z początku nie mogły dojść do porozumienia, a klaczka pokazała się od najgorszej strony, ale już po kwadransie Val zdołała ją do siebie przekonać. Od tamtej pory gniada słuchała się mniej lub bardziej, ale ciągle dało się ją opanować. Podczas rozgrzewki szła zza bardzo uniesioną głową. Po pierwszym zagalopowaniu zaczęła się ganaszować i szukać kontaktu. Wkrótce wyglądała już jak najwyższej klasy wierzchowiec.
Colossus, jak to Colossus, chodził bez zarzutu. Troszeczkę ospale, ale Sky nie dawała mu zasnąć i wciąż dociskała łydki, pobudzając go. Szedł bardzo grzecznie i wykonywał każde polecenie swojej partnerki. Miał drobny problem z zagalopowaniem, ale kiedy już mu się udało – później chodził jak w zegarku.
Wszystkie przeskoczyłyśmy jeszcze przez powalone drzewo w obie strony.
Zebrałyśmy się razem i ustaliłyśmy trasę.
- Tylko się pospieszmy, bo za godzinę muszę być w mieście. Na poczcie czeka na mnie piękna paczka z nowiutkimi ochraniaczami... - powiedziała Valentine, a ja wywróciłam oczami i rozejrzałam się.
- Ten najniższy tor, zgoda?
Przytaknęły.
- Najpierw Cass, potem Col i ja z Catsi – kontynuowałam. - Tylko uważajcie,dziewczyny, bo mogą się dzisiaj płoszyć.
Val zrobiła woltę w kłusie, a później zagalopowała i najechała na pierwszą przeszkodę. Cassioea mocno się podekscytowała i parła do przodu tak mocno, że Valentine ledwo trzymała ją w ryzach. Skok został oddany bardzo koślawo, a koń przypominał mi w locie sarenkę, ale obydwie dziewczyny sobie poradziły. Dalej było już lepiej.
Cass już przed drugą przeszkodą płynnie zwolniła i pewnie wybiła się w odpowiednim miejscu. Ładnie poradziła sobie z beczką i śmignęła dalej. Val dobrze sobie z nią radziła i nie miałam powodów, by wątpić, że uda im się pokonać tor bezbłędnie.
Razem ze Sky obserwowałam wszystko ze sporego wzniesienia, które było elementem toru dla bardziej zaawansowanych koni. Cassiopea chciała pędzić na złamanie karku i Val początkowo dzielnie ją wstrzymywała, ale to szaleństwo, w które w niej tkwi w końcu dało o sobie znać. Utrzymywała z klaczą kontakt, ale pozwoliła jej na podkręcenie tempa, śmiejąc się przy tym tak, że wyraźnie ją słyszałyśmy.
- Skup się! - krzyknęłam, chichocząc.
- Nie tym razem! Dzisiaj się bawimy! - odpowiedziała we wspaniałym humorze, kilka metrów przed wjechaniem do stawu.
Westchnęłam i pogłaskałam Kat po szyi. W sumie... dzisiaj możemy sobie pojeździć swobodniej. Frajda i dla nas i dla koni.
Valentine dodała impuls, by klacz skupiła się przed przeszkodą w wodzie. Pokonała ją w ładnym stylu ze ślicznie podwiniętymi pod siebie nóżkami. Wybiegły na brzeg, gdzie czekało na nie kila belek słomy ułożone w rzędzie. Cass nie wahała się ani chwili. Jadąc dalej napotkały jeszcze trzy drewniane przeszkody w niewielkim odstępach. Gniada nie miała problemu z najazdami ani całą resztą, ale po tym wyraźnie było widać, że się zmęczyła. Kondycji te nasze trzy koniska jeszcze nie mają.
Valentine nieco zmieniła trasę i pokierowała konia na część szlaku, gdzie do końca miały tylko dwie konstrukcje do zaatakowania. W duchu przyznałam jej rację i przyjrzałam się wykonaniu. Byłam bardzo zadowolona z Cassie, ponieważ mimo zmęczenia uparcie galopowała na przeszkody i podchodziła do nich z wielką ambicją. Val musiała hamować jej zapał, a po skńczonym przejeździe poluźniła wodze, klepiąc ją i pozwoliła na chwilę rozluźniającego galopu. Na razie nie podjeżdżała do mnie, bo nie miała by gdzie rozstępować konia. Została w dolince.
- No młoda, powodzenia – powiedziałam, a Sky odpowiedziała mi uśmiechem i ruszyła kłusem w kierunku pierwszej przeszkody. Nim jednak ją pokonała – zrobiła dwie duże wolty w kłusie i płynnie zagalopowała.
Cat cicho westchnęła i przestąpiła z nogi na nogę.
Szepnęłam do niej kilka uspokajających słówek i przeniosłam wzrok na siwego Colossusa, który z nastawionymi uszami i żwawym tempem szedł na pierwszą przeszkodę. Sky ścisnęła go łydkami i cmoknęła, a on bez problemu odbił się od ziemi i przeleciał nad szerokim płotkiem. Wbiegli między drzewa, gdzie czekała na nich druga... instalacja. To był dziwny wymysł naszych stajennych, ciężki do opisania. Ma na celu oswojenie naszych koni z najbardziej dziwnymi elementami. Col nie przestraszył się jej i sprawnie skoczył. Uśmiechnęłam się pod nosem i obserwowałam dalej.
Dwie kolejne próby wyszły im świetnie. Sky doskonale panowała nad sobą i koniem. Widziałam, że się dogadali. Colos miał w sobie sporo energii, ale okazywał to tylko przy wybiciach oraz w momentach, gdy amazonka prosiła go o przyspieszenie na fragmentach trasy pozbawionej przeszkód.
- Ej... - szepnęła z podziwem Val, która właśnie do mnie dołączyła. - Mała sobie radzi.
- Siwy jej podpasował. Fajnie im razem idzie.
Skinęła głową i pogłaskała swoją spoconą klaczkę. Cass i Cat przywitały się ze sobą pyszczkami.
Sky wybrała dłuższą trasę, bo nie szalała z prędkością, tak jak jej poprzedniczka. Col czuł się dobrze i chętnie najeżdżał na kolejne konstrukcje. Śmiało wskoczył do wody, a w niej pokonał beczkę, po czym wybiegł z nową energią parł naprzód. W stajni wyglądał jak miśkowaty przytulas, ale na torze widać było, że to dobry sportowiec.
Kiedy tak myślałam jak świetnie im idzie i rozmawiałam o tym z UFO, Col nagle stanął przed rowem, a Sky przeleciała nad jego głową wpadając prosto w płytki strumyczek i mnóstwo błota. Natychmiast zagalopowałyśmy i ruszyłyśmy w jej stronę, a dzieliło nas nie więcej niż 500-600 metrów. Uniosła rękę na znak, że nic jej nie jest.
- Heej! Wszystko gra? - zapytałam zaniepokojona, Val w tym czasie złapała wodze Cola, który nie ruszył się nawet na krok.
- No pewnie! Żyję... - mruknęła trochę rozdrażniona i skrzywiła się, otrzepując się z czarnego mułu. Zaczęła ładować się na konia.
- Może już starczy...? I tak została jeszcze jedna.
- No to chociaż ten głupi rów...
- Jak chcesz...
Odjechałyśmy na bok, a Sky wsiadła, zrobiła woltę i najechała na feralny strumyk, tym razem bardziej aktywnie. Nie dała rumakowi ultimatum i ten musiał pokonać jakiś mały straszek, który zmusił go wcześniej do wyłamania.
Dziewczyna wyklepała go po szyi i łopatkach, zwalniając do kłusa.
- To wy jedzcie do domu, ja przejadę tor i wrócę sama.
- Poczekamy... - zaproponowała młoda, ale moje mordercze spojrzenie i „masz się przebrać, bo będziesz chora, a ja ci nie pozwolę zostać w domu” spowodowało natychmiastową kapitulację.
Kłusem przejechałyśmy na początek toru, a tam podciągnęłam popręg i zrobiłam zagalopowanie na dużej wolcie.
Najechałyśmy prosto na pierwszą przeszkodę. Cati długo na to czekała, więc włączyła dopalacze i prawie wybiło mnie z siodła, ale zdążyłam się przygotować i po twardym lądowaniu pojechałyśmy dalej. Straszak nie zrobił na niej wrażenia. Klacz była pewna siebie, mocno uderzała kopytami o ziemie, siląc się na jeszcze większą prędkość. Pozwalałam jej na to, bo wiedziałam, że bardzo chce się wybiegać. „Najwyżej skończymy szybciej” - pomyślałam.
Wystarczyła lekka łydka, by odbiła się od ziemi i z mocą przefrunęła nad słomianą budowlą.
Poklepałam ją w sekundę, bo za chwilę musiałyśmy już wybijać się po raz kolejny. Mimo swoich pozornie sporych gabarytów, Cat była bardzo zwinna i dobrze sobie z tym poradziła.
Do wody praktycznie wleciała, chlapiąc tak, że wyglądałam jak po spacerze podczas ulewy, ale co tam. Śmiałam się z tego, bo i tak nikt nie patrzył.
Przeszkoda w wodzie również poszła fajnie. Co prawda czułam drobne wahanie, ale mocniejszy impuls i bardziej rozłożone wodze załatwiły sprawę.
Zdecydowałam, że faktycznie pojedziemy krótszą trasę, bo nie chciałam jej zbyt mocno forsować, nawet jeśli przeszkody zaliczały się do klasy very easy. Zostały więc trzy...
Rów poszedł bez problemu, ale po wypadku Sky dałam klaczy bardziej wyraźne sygnały. Chętnie puściła się pełnym galopem na ścieżkę. Po dwustu metrach czekała na nas szereg złożony z dwóch drewnianych przeszkód, które przypominały kolejno dom i kajak. Cat przeskoczyła nad chałupą, ale kajak okazał się zbyt straszny i chciała się zatrzymać, robiąc coraz mniejsze kroczki w galopie, ale ja wolałam to jednak skoczył. No to łydki, i krótkie „dalej!”. Klacz niepewnie i baaardzo koślawo przełożyła przednie nogi, a potem doskoczyła tylnymi. Dla mnie działo się to w zwolnionym tempie, ale ktoś z boku mógłby mieć zagwozdkę „to tak się da?”. No da się najwyraźniej... Cat uczy mnie nowoczesnych technik.
Zwolniłam do kłusa i przytuliłam się do jej masywnej szyi.
- Byłaś super, kochana – powiedziałam z przekonaniem i zawróciłam na drogę do stajni.
Dreptałyśmy sobie przez około 10 minut, a na kolejne kilka przeszłyśmy do stępa. Cati trochę mi się spociła, ale nie była wykończona. Zdrowy wysiłek i to wszystko.
Zsiadłam przed stajnią i zaprowadziłam ją do boksu. Tam zdjęłam sprzęt i założyłam jej zielony kantarek z futerkiem. Ślicznie w nim wyglądała. Z tego zachwytu dałam jej więcej cukierków i poszłam odnieść ekwipunek. Czapraczek trzeba było wywiesić na płot bo był mokry.
Weszłam do kuchenki po coś do picia i zarejestrowałam obecność Sky na kanapie.
- No co tam, gwiazdo? - zagadnęłam, biorąc puszkę coli.
- Następnym razem się uda – odparła bojowo, opatulając się polarową derką któregoś z wierzchowców.
- Ale dobrze wam się razem pracowało, prawda? - Przysiadłam się.
- Tak, chociaż... no nie wiem. Nie było idealnie i tyle. A jak z Catsey? Spadłaś? - zapytała z zadziornym uśmiechem.
Parsknęłam śmiechem i wytknęłam język.
- Nie! Ja nie spadam!
- Akurat! A co było ostatnio na Mo!? - wybuchnęła dzikim chichotem. 
Wywróciłam oczami.
- To... było... nic. No nie ważne! Lekcje odrobione?
- Mhm, "nic"... Nie mam lekcji. Mam trening z Val. 
- Jeszcze dzisiaj? - zdziwiłam się trochę. 
- Tak, pani kapitan. Lekkie skoki z Fairy. 
- No dobra, nie wtrącam się. 
Włączyłyśmy telewizor i do reszty zajęła nas fabuła jakiejś telenoweli. 

sobota, 8 listopada 2014

Colossus


GALERIA





IMIĘ: Colossus
PŁEĆ: wałach
DATA UR.: 19 stycznia 2010r.
RASA: koń hanowerski
MATKA: *Coffey | Champigne Stable
OJCIEC: *Norway CS | Capricorn Stud
WZROST: 166 cm
MAŚĆ: siwa




PREDYSPOZYCJE:
  • skoki kl. L  
  • ujeżdżenie kl. P
  • cross easy 



OPIS


Charakter: można go określić jako dużego, przekochanego miśka. Col jest tak rozbrajająco uroczy i grzeczny, że nie ma osoby, która nie darzyłaby go sympatią. Uwielbia ludzi, a ludzie uwielbiają jego. Nie potrafię nawet wyrazić tego, jaki z niego przytulas. Chociaż ma dość masywną budowę i wydaje się być duży, to wydaje mu się, że tak naprawdę tak nie jest i każdy może wziąć go na kolana. Jest wyjątkowo posłuszny i ułożony. Nie zrobi nic, czego ktoś kiedykolwiek mu zabronił. To świetny obserwator, który niesamowicie szybko uczy się na własnych błędach. To koń obdarzony doskonałą pamięcią. Dwa razy przejedzie program ujeżdżeniowy i już może jechać go sam. 
Jest też bardzo cierpliwy, co czynni z niego idealnego wierzchowca dla początkujących sportowców. Można z nim robić dosłownie wszystko. W sumie nadawałby się do hipoterapii i tego typu zajęć. 
W stajni zachowuje się nienagannie. Zawsze grzecznie stoi sobie w boksie i skubie sianko, liże sól. czy też wygląda przez okienko. Nigdy nie ma z nim problemów. Nawet w porze karmienia nie wyrywa się i nie krzyczy jak niektóre nasze rumaki. Co prawda lubi sobie dobrze zjeść, ale nie dopomina się o paszę jakoś nachalnie. Czasami przeszukuje kieszenie, kiedy ktoś wejdzie do jego boksu i to wszystko. 
Podczas czyszczenia ładnie stoi i prawie wcale się nie rusza. Rozkoszuje się szczotkowaniem, jakby to był masaż. Czasami zamyka oczy i odpływa do krainy snów. Nawet przedłużająca się pielęgnacja nie jest dla niego powodem do nerwów, a jedynie okazją do dłuższej drzemki. Zakładanie sprzętu tez przebiega gładko. Dzieci mogłaby by się na nim uczyć siodłania i ogławiania. Nie reaguje na zapisanie popręgu i nie zadziera głowy, kiedy przychodzi czas na włożenie wędzidła. 
Pod siodłem: jest równie spokojny i grzeczny. Chociaż jest koniem sportowym, często jeżdżą na nim niedoświadczone osoby, które mają okazję wiele się nauczyć. Pomimo młodego wieku Col sporo potrafi i przekazuje swoją wiedzę młodzieży. Na jeździe nie ma z nim żadnych problemów, jeśli nie liczyć tego, że trzeba pilnować tempa, bo lubi zwalniać. Generalnie jest to koń, który nie przepada za wysiłkiem fizycznym bez odpowiedniej motywacji. W jego przypadku tym czynnikiem pobudzającym jest jeździec, który ma doświadczenie oraz umiejętności. Koń wyczuwa to i stara się znacznie bardziej. Aktywniej pracuje całym sobą i widać, że sprawia mu to frajdę. 
Ma cudownie wygodne chody. Wszystkie. Kłusem wysiadywanym można jechać długo i z uśmiechem na ustach, a galop można potraktować jak bujanie się na babcinym fotelu. To wierzchowiec, które go się wybiera, gdy ma się ochotę na wyklepanie tyłka w siodle (czy bez, bo jazdy oklepowe też są na nim bardzo miłe).
Bardzo lubi skakać i nie trzeba go do tego specjalne zachęcać. Na parkurze jest żwawy i skupiony. Nie płoszy się i bardzo rzadko wyłamuje, a jeśli to się zdarza, to raczej pod tymi nieco mniej doświadczonymi adeptami. On bardzo chce, ale czasami coś nie wyjdzie i bez odpowiednio mocnej łydki nie da rady i się zatrzyma. Ma całkiem fajną technikę, nad która ciągle pracujemy i ulepszamy.
Póki co konik ślicznie wyciąga głowę i ma świadomość odległości dzielącej poszczególne przeszkody. Potrafi odpowiednio wymierzyć kroki.
Podczas treningów crossowych radzi sobie równie dobrze. Jest bardzo dzielny i chętny do współpracy, co pięknie plusuje podczas ćwiczeń, a później zawodów. Ma talent i nie zamierzamy tego zmarnować. 
Ujeżdżenie to dyscyplina, w której najchętniej widziałaby go Ruska. Konik zauroczył ją po raz pierwszy właśnie pod siodłem dresażowym. Uważamy, że potrafi się rewelacyjnie zaprezentować, a kontakt jaki ma z jeźdźcem sprawia, że jest idealnym wierzchowcem do tego typu konkurencji. Czasami ciężko go uelastycznić, sprawia wrażenie kanciastego i twardego, ale po odpowiedniej rozgrzewce jego postawa diametralnie się zmienia. Zaczyna fajnie pracować, chody robię się bardziej sprężyste, przejścia płynne, a cały koń ustawia się odpowiednio do każdej figury. 
W terenie: nieoceniony rumak dla początkujących. Zawsze opanowany i przewidujący. Jeszcze się nie zdarzyło żeby poniósł albo spłoszył się czegoś jakoś wybitnie. Owszem, kiedy zobaczy coś strasznego to lekko odskakuje, ale to są bardzo rzadkie przypadki, a Col robi no na tyle delikatnie, że bez problemu można się utrzymać. Jest wygodny, dzięki czemu można na nim wyruszyć na dłuugi spacer i nie odczuwać zmęczenia. Sam konik także bardzo lubi wypady do lasu, czy to w pojedynkę, czy z innymi końmi. 
W stosunku do innych koni: Jest niesamowicie przyjacielski, ale także trochę nieśmiały. Boi się podchodzić do koni, które wyglądają na agresorów, ale do całej reszty lgnie jak rzep i zaczepia je, chcąc się bawić i przytulać. Dogada się niemal z każdym. Ma dobry kontakt nawet z psami i wszelkimi innymi zwierzakami.
Na zawodach: Wejście do przyczepy bywa problematyczne. To jedna z bardzo niewielu rzeczy, które wywołują w nim obawy. Kiedy ma iść na innym koniem jest spokojniejszy, ale pierwszy? Nie bardzo. Na miejscu jest bezproblemowy. Szybko przyzwyczaja się do nowego otoczenia i woli zajmować się opiekunem, który go mizia, niż hałasem. Wymaga długiej pracy na rozprężalni, jeśli ma startować w ujeżdżeniu. Trzeba go porządnie rozgrzać, żeby z przejazdu wyszło coś satysfakcjonującego. W przypadku skoków i crossu rozgrzewka nie musi być długa, a Col i tak sobie poradzi. 



WŁAŚCICIEL: Ruska, Rosewood Ranch
POPRZEDNI WŁAŚCICIEL: -
HODOWLA: Detalli, WSKS Winter Mist



DOKUMENTY: 
         





SIODLARNIA



IMIĘ STAJENNE: Col, Kolos, Coli
CHIP: posiada
KONDYCJA: dobra
ZDROWIE: dobre     
KONTUZJOWANY: nie         
ODMIANY: -
ODROBACZANY: regularnie
SZCZEPIONY: tak           
WERKOWANY: regularnie       
KUTY: tak, na cztery kopyta        
TARNIKOWANE ZĘBY: regularnie
UJEŻDŻONY: tak 
DO HODOWLI: nie
BONITACJA: -
ILOŚĆ OSIĄGNIĘĆ: 1



TRENINGI:         

  1. Trening crossowy
  2. Trening skokowy



OSIĄGNIĘCIA SPORTOWE:
  1. II miejsce w skokach kl. L | Hipodrom Sakura
OSIĄGNIĘCIA POKAZOWE:

TYTUŁY I INNE:       


Aftershock







IMIĘ: Aftershock
PŁEĆ: ogier
DATA UR.: 3 marca 2010r.
RASA: koń trakeński
MATKA: Amaretti | Alchalla Valley
OJCIEC: *Lugano | Liliowa Zatoka
WZROST: 164 cm
MAŚĆ: kasztanowata




PREDYSPOZYCJE:
  • skoki kl. L - P
  • ujeżdżenie kl. P - N  
  • cross easy - medium



OPIS


Charakter: Perunek to koń, który poziomowi roztrzepania niemal dorównuje swojej właścicielce. Jest z niego taki typowy dzieciak. Wszystko chce na już, na teraz, a jak nie to robi się uciążliwy. Jeśli strasznie się na coś napali (przykładowo zobaczy, że inny koń wychodzi na pastwisko i on też chce) to nie ma bata, by tego nie dostał, bo urządza takie sceny, że głowa mała. Potrafi być nieziemsko głośny. Jego kwiki niezadowolenia i gniewne parsknięcia słychać chyba z kilometra. Żeby nie było - potrafi być też bardzo grzeczny i kochany. Lubi ludzi i ufa im  an tyle, że leżąc na pastwisku, pozwala nam siadać obok siebie żeby go głaskać. W boksie często wtula głowę w brzuch opiekuna, a gdy ten zacznie go głaskać - musi to robić przynajmniej pięć minut, bo inaczej Shock się obraża. A gdy nasz kochany konik się na kogoś obrazi to właściwie jesteśmy już na straconej pozycji. Jego wybaczenie możemy zdobyć jedynie dzięki pokaźniej ilości marchewek, które konik ubóstwia. 
Oprócz tego jest zawsze pełen energii. Nie wiem jak to robi, ale można go zmęczyć lonżą, a potem treningiem crossowym, a potem wypuścić na padok, a on i tak będzie biegał za ptakami jeszcze przez pół godziny.
Wiecznie się nudzi i łatwo niecierpliwi, potrzebuje zajęcia, inaczej demoluje boks. Kiedy słyszy, że wieczorem idzie ktoś z jedzeniem - zaczyna się Show. Perun zachowuje się jakby głodował od tygodnia w ciemnej jaskini i wariuje najgłośniej ze wszystkich koni. Nie ucichnie dopóki nie da mu się posiłku. 
Uwielbia obgryzać drewniane części boksu, chociaż ma do dyspozycji specjalne zakupione zabawki. Dzień bez rozbrajania zasuwy, także byłby dniem straconym... 
Czyszczenie musi zostać przeprowadzone szybko i sprawnie. To w przypadku gdy robimy to sami. Jeśli jednak druga osoba zajmuje się mizianiem pyszczka Perunka - możemy na spokojnie szczotkować jego sierść aż do uzyskania bajecznego połysku. Ładnie podaje nogi, ale gdy przyjeżdża kowal - nie poda ani jednej z własnej woli. Musiał mieć kiedyś jakąś złą przygodę i od tamtej pory się boi. Wkrótce i tak się udaje, no ale koń w stresie, my w stresie, a kowal bierze podwójnie.
Z zakładaniem sprzętu nigdy jakoś problemu ni było. Aftershock grzecznie pozwala nam na kiełznanie i siodłanie, a potem wsiadanie. 
Pod siodłem: w  zależności od tego kto na nim siedzi... Każdego testuje. Ktoś, kto siedzi na nim pierwszy raz może odczuwać lekki zaniepokojenie i mieć wątpliwości, co do stanu psychicznego Perunka. Bowiem konik uwielbia udawać, że jest maszyną destrukcji i doskonale spełnia się w tej roli na początku jazd i treningów. Może brykać i fikać całkiem długo. Nie ma oporów przed staniem dęba, albo odskakiwaniem od ściany co piętnaście sekund.
Jeśli ma na sobie osobę, którą już zna i wie,  że nie może sobie pozwalać na zbyt wiele - widać, że potrafi pracować. Co prawda na początku i tak jest mocno rozkojarzony, bo ogólnie nie potrafi skupiać się na zbyt długo, ale jednak widać wielką różnicę. Jego chody są bardzo sprężyste i żwawe. Właściwie ciężko wysiedzieć jego normalny kłus, ale jeśli nieco się go zwolni - jest całkiem nieźle. Tylko jeszcze trzeba zwolnić, no właśnie... to nie takie proste. Perun lubi pędzić i żyć szybko. Wolne tempo nie dla niego, a każdy kto tej myśli chce się przeciwstawić wywołuje niezadowolenie głównego zainteresowanego. Ale radzimy sobie. Galop, nawet przekraczający dozwolone czworobokowe prędkości, jest nie najgorszy, a nawet powiedziałabym, że całkiem fajny.
Sam Perun jest bardzo aktywny podczas jazdy i nigdy nie trzeba go dodatkowo zachęcać. Od razu się składa, pięknie pracuje zadem, wyciąga nóżki i generalnie wie, co powinien robić. Ma świadomość, że zachwycam się nim i jestem jego fanką, w szczególności pod ujeżdżeniowym siodełkiem. Wie, że jeśli będzie się starał - później dostanie coś dobrego. No i się stara. 
Skoki kocha miłością wielką i bezgraniczną, cross jeszcze większą. Właściwie wygląda tak, jakby w każdej dyscyplinie czuł się jak ryba w wodzie, z czego bardzo się cieszymy. Ma zapał i ambicje oraz odwagę i zaufanie do ludzi. To czyni z niego świetnego sportowca i chociaż na razie idzie dość opornie, to na pewno zdąży się jeszcze uporządkować i przynieść nam dumę. 
W terenie: koń-torpeda, jedynie dla bardzo doświadczonych osób. Ogarną go na otwartej przestrzeni to jest sukces życia, nie mniej jednak - da się. Na prawdę się da. Tak jak podczas crossu koń skupia się na przeszkodach i w miarę się słucha, tak na normalnym spacerze zadanie jest utrudnione. Jazda w zastępie prawie odpada, ale samotny wypad do lasu nie jest najbezpieczniejszym pomysłem. Najlepiej jak towarzyszy mu jeden, góra dwa konie. Wtedy trochę się uspokaja i nie próbuje odłączać od stada. 
Podczas zawodów: Nasz przebojowy wierzchowiec absolutnie nie boi się przyczep i innych pojazdów. Właściwie to poza kowalem nie boi się już niczego. Ładnie wchodzi do środka i grzecznie podróżuje. Na miejscu ciężko go opanować, właściwie to czasami nawet się nie udaje. Na rozgrzewce jest dosłownie masakra i trzeba wiele cierpliwości, by z nim wytrzymać. Trzeba go porządnie rozgrzać i ułożyć, jeśli się uda - są szanse, że poradzi sobie bardzo dobrze. Właściwie to ma w sobie ta iskierkę, która sprawia, że udział w zawodach dodaje mu skrzydeł i dzięki startom rozwija się. 
W stosunku do innych koni: przyjazny, ale w ten nachalny i irytujący dla innych sposób. Perun potrzebuje cierpliwego i wyrozumiałego towarzysza, bo inaczej może się liczyć z zębami kompana. Bardzo lubi się bawić z resztą koni i kiedy tylko mają okazję - ganiają się razem na pastwisku. 



WŁAŚCICIEL: Ruska, Rosewood Ranch
POPRZEDNI WŁAŚCICIEL: - 
HODOWLA: Detalli, WSKS Winter Mist



DOKUMENTY: 
         





SIODLARNIA



IMIĘ STAJENNE: Shock, After, Perun
CHIP: posiada
KONDYCJA: bardzo dobra
ZDROWIE: bardzo dobre     
KONTUZJOWANY: nie         
ODMIANY: gwiazdka i dwie skarpetki 
ODROBACZANY: regularnie
SZCZEPIONY: tak           
WERKOWANY: regularnie       
KUTY: tak, na cztery kopyta       
TARNIKOWANE ZĘBY: regularnie
UJEŻDŻONY: tak 
DO HODOWLI: tak
BONITACJA: 88
ILOŚĆ OSIĄGNIĘĆ: -



POTOMSTWO:
klacze
ogiery



TRENINGI:         

  1. Trening skokowy




OSIĄGNIĘCIA SPORTOWE:

OSIĄGNIĘCIA POKAZOWE:

TYTUŁY I INNE:
       



INFORMACJE DLA HODOWCÓW:
  • nasienie mrożone: -