JEŹDZIEC:
- Megan
- Valentine
RODZAJ TRENINGU: skoki
DATA: 11.10.14r.
MIEJSCE: kryta hala
WYSTĄPILI...: Ruska, Ray, Chris
Megan miała wsiąść na Colosa, kiedy
Val postanowiła pomęczyć się z Perunem. Obydwa konie były
właśnie szykowane do treningu skokowego, a ja obserwowałam to,
siedząc pod ścianą naprzeciwko, tuż obok drzwi do siodlarni, w
które właściwie nic się już nie mieściło.
- Co jeśli wyremontujemy piwnicę i
zrobimy tam sobie duuuży składzik na sprzęt i do tego jeszcze
jakiś uroczy pokoik ze stołem bilardowym? - pomyślałam na głos,
a dziewczyny popatrzyły na mnie z boksów.
- W sumie... ja jestem za –
odparła Meg i nałożyła siodło na grzbiet siwka.
Kasztanek zaczynał się
niecierpliwić,ale Valentine dopinała już ostatnie paski przy
ogłowiu i mogła go wyprowadzać. Stanęła przy drzwiach.
- Ja też – powiedziała po chwili
namysłu. - Szczególnie jeśli chodzi o ten stół.
Konie w przeciągu pięciu minut
znalazły się na hali, gdzie wsiadły na nie amazonki. Tak jak Col
już od początku był grzeczny i posłusznie wjechał na pierwszy
ślad, tak Perun od pierwszego kroku zaczął sprawiać problemy.
Pierwszym z nich było to, że nie zamierzał jechać w linii
prostej, a szedł bardziej tak, jakby przed jazda strzelił sobie
kilka kieliszków wysokoprocentowego trunku. Machał też głową
i starał się wyrwać Ufoczkowi wodze.
- Nie daj się! - zawołałam do
dziewczyny, stojąc na środku.
- Nie dam, nie dam.
Szybko wyperswadowała mu takie
zachowania z głowy. Mocniej usiadła w siodle i z nienaganną
postawą działała dosiadem i łydkami tak, by koń wiedział, co ma
robić. Była stanowcza i cierpliwa.
W tym czasie Megan i Colossus pracowali
nad tempem, które nie było najlepsze. Dziewczyna ciągle
popędzała go i starała się obudzić wałaszka. Była dopiero
dziewiąta rano...
Po pierwszym okrążeniu zaczęła
nakłaniać go do robienia dużych wolt, ósemek na całą halę
lub jej połowę, albo do serpentyn z niewielką ilością brzuszków.
Często zmieniali kierunek, a średnica wolt i wielkość łuków
zmniejszała się z każdym okrążeniem. Skupili się na wygięciach.
Val najpierw musiała przetłumaczyć
Perunkowi, że może nawiązać z nią kontakt i niekoniecznie trzeba
przy tym zachowywać się jak osiołek.
- Kochanie drogie... - zaczęła,
powoli tracąc cierpliwość. - Niebawem przestanę być spokojna.
- Teraz wiesz co my przezywamy z
tobą. Jesteście tacy sami – powiedziałam z uśmieszkiem, a ona
wytknęła mi język i zaczęła robić wężyka. Później
przyszły wolty w narożnikach i zmiany kierunku przez przekątne.
Kiedy ogier nieco się ogarnął mogła
z nim zacząć pracować na jakimś konkretniejszym poziomie.
Stwierdziłam, że dogadali się stosunkowo szybko. Tak myślałam,
że te dwa popaprańce dojdą do porozumienia. ;)
Już po kilku minutach obydwa konie
zaczęły kłusować i w tymże chodzie wykonywać podstawowe
ćwiczenia rozgrzewające.
Na hali było wtedy 8 ustawionych
przeszkód, a w schowku znajdowało się jeszcze około pięć
stojaków i... dużo drągów. W tym kilka połamanych.
Wzięłam sześć tych, które
były pod ręką i ułożyłam na na ziemi z równych
odległościach. Dziewczyny raz na jakiś czas przejeżdżały przez
nie w półsiadzie, pilnując by konie wysoko podnosiły
kopytka. Poszłam po takie te klocki, żeby móc zwiększać
wysokość drągów do około 15 cm. Na początek podniosłam
tylko po jednym końcu każdej belki metodą naprzemienną.
Col Stuknął dwa razy na jedną stronę
i raz na drugą, za to Perun przejechał zupełnie bez puknięcia.
Miał w sobie mnóstwo energii i i gdyby mógł
przeskoczyłby wszystkie dagi naraz.
Kiedy wszystkie końce belek stały już
na klockach musiałam zwiększyć odległości między nimi. Skinęłam
głową na Meg, która uparła się, że jej koń przejdzie to
na czysto. Cały czas pilnowała go by nie uciekł, stukając go
łydkami i zachęcając cmokaniem. Siwus dobrze odebrał te sygnały
i ślicznie pokonał drążki.
- Ładnie. Val?
Perunek z zawrotną szybkością
kierował się na przeszkodę, ale UFO zrobiła woltę i ustawiła go
sobie, pilnując by nie rozpędził się z tym kłusem aż nadto. W
efekcie przeszkodę pokonali w ładnym stylu.
Obydwie powtórzyły ćwiczenie
jeszcze raz, ale od drugiej strony. Wysłałam smsa do Chrisa i
Ray'a, co by mi pomogli z przeszkodami. Ten drugi ciągle boczył się
na mnie za to, że kupiłam kolejne konie, no ale przyszedł.
- To co robimy? - zapytał,
rozglądając się.
- Myślałam nad szeregiem
gimnastycznym z pięciu przeszkód, a resztę rozsiejemy w
różnych miejscach.
Dziewczyny ćwiczyły jeszcze w
kłusie, czasem przejeżdżały tez przez cavaletti, a my
zajmowaliśmy się targaniem stojaków i belek.
Megan zdecydowała, że czas na
zagalopowanie. Poinformowała nas o tym i kiedy Val zmieniła sobie
kierunek, w narożniku siwek w miarę płynnie przeszedł do
szybszego chodu. Kilka pierwszych fouli nie wyglądało najlepiej, bo
koń raczej się wlókł niż biegł, ale dociśnięcie łydek
i miarowe postukiwanie załatwiło ten problem.
Po dwóch okrążeniach, podczas
których amazonka ciągle tylko przyspieszała, by koń się
rozruszał, przyszedł czas na ćwiczenia. Zaczęła kręcić wolty i
ósemki z lotną zmianą nogi.
Wtedy także Val postanowiła
zagalopować. Perun z grubsza się ogarnąć, chociaż ciągle coś
go tam „gryzło”.
Ustawiła go sobie na ścianie i w
narożniku wypchnęła konia do galopu. Jednak ten nie zrobił
najlepszego wrażenia, więc szybko zwolniła i ponowiła próbę.
Ogierek znowu pokazał rogi, ale Val nie zamierzała mu odpuszczać.
Chciała by zagalopował ładnie i taki efekt uzyskała przy trzecim
podejściu. Perun zdusił w sobie chęci odparowania jej za ten, w
jego mniemaniu, czyn rażący majestat. Nawet ślicznie się złożył
i przez dłuższy czas zachowywał spokój.
Koniska się rozgrzały, więc mogliśmy
przejść do części skokowej. Panowie usadowili się przy drzwiach
by nie przeszkadzać, ale i być w pobliżu, gdy któryś z
rumaków straci poprzeczkę.
- Megan? Jedziesz pierwsza z kłusa?
- No dobra.
Szereg składał się z czterech
krzyżaków i stacjonaty, z czego żadna z przeszkód nie
przekraczała 30 cm wysokości. Były ustawione na skok-wyskok.
Col zainteresował się konstrukcją i
chciał zagalopować przed pierwszym skokiem, ale Meg go
powstrzymała. Ładnie poradził sobie z przeszkodami, nie brakowało
mu sygnałów, a on sam pokazał się od dobrej technicznie
strony.
- Ufoludku, twoja kolej!
Valentine zwolniła do kłusa i walcząc
o przetrwanie najechała na pierwszego krzyżaczka. Perun mocno się
napalił, ale udało mu się wytrzymać w kłusie. Miał tyle
energii, że aż miło się patrzyło. Pokonał szereg piorunem i w
pięknym stylu.
Razem z chłopakami nieco zwiększyliśmy
odstępy między przeszkodami, by koniska mogły na spokojnie
przejechać to galopem. Col znowu był pierwszy i tym razem musiał
najechać na szereg od drugiej strony. Było mu trochę ciężej,
jednak Megan uważnie pilnowała, by nie zwolnił i zawsze odbijał
się od ziemi. Tym sposobem pokonali całość, a konik dostał
wyklepany.
Kasztanek wiedział już, że na niego
czas, więc zagalopował bez polecenia. Val cierpliwie zwolniła i po
kilku sekundach pozwoliła mu na galop. Uważając by zanadto się
nie rozpędził najechała na szereg i właściwie nie musiała za
wiele już robić, bo Perun doskonale radził sobie sam.
Rozsunęliśmy końcówkę
konstrukcji tak, by trzy pierwsze przeszkody trzeba było pokonywać
skok-wyskok, a przed dwiema pozostałymi należało wykonać jedną
foule galopu.
Colossus radził sobie jeszcze lepiej,
bo najwyraźniej zdążył się już obudzić. Chętnie najechał na
pierwszego krzyżaka i przeskoczył go bardzo ładnie. Reszta poszła
równie dobrze.
Perun zachwycił mnie równie
mocno, ale no cóż, to nie były bardzo trudne rzeczy. Te
koniska dopiero do nas przyjechały i ich treningi są na razie
łatwiejsze, bardziej przygotowujące do pierwszych startów.
Kasztan z werwą przeskoczył wszystkie
przygotowane przeszkody. Miał w sobie to coś. Patrzyło się na
niego z uśmiechem i błyskiem w oku.
Podczas gdy obydwa konie po kolei
powtarzały cały szereg, ja podniosłam poprzeczki przy tych trzech
luźno stojących przeszkodach. Wtedy wpadłam na pomysł jakie
będzie kolejne ćwiczenie...
Kiedy Colossus skakał przez szereg,
Perun pokonywał te luźne przeszkody, z których każda miała
po 90 cm. Potem konie się zamieniły.
Kiedy każdy opanował już skoki tam
do perfekcji, pozwoliliśmy im na chwilę stępa.
Przesunęliśmy wszystko pod jedną
ścianę, a na hali zostały jedynie trzy przeszkody. Stały na
środkowej linii hali w równych odstępach. Jedna na samym
środku, a dwie pozostałe po bokach, mniej więcej trzy metry od
ścian (rysunek).
Zadaniem pary było przeskoczenie
pierwszej, potem trzeciej, a na koniec środkowej (niebieska linia).
Tym razem na pierwszy ogień poszedł
Perunek pełen zapału mimo wykonanej do tej pory pracy.
Stałam przy środkowej przeszkodzie i
obserwowałam ich.
Ah, muszę jeszcze wspomnieć, że
wszystkie przeszkody były stacjonatami o wysokości kolejno 90 cm,
80 cm i 100cm.
Tak więc kasztanek najechał prosto na
pierwszą i pokonał ją bardzo sprawnie. Jego wybicie było na tyle
mocne, że Val prawie straciła równowagę, ale nie zleciała.
Wykonała łagodny duży łuk, ale koń nawet nie myślał by się na
nim wygiąć. Dwójka poszła lepiej i przede wszystkim
ładniej. Konik ślicznie wyciągnął główkę. Natomiast
bardzo nie podobało mi się dziwne skrócenie mniejszego łuku,
przez co najazd na ostatnią przeszkodę wyszedł byle jak i sam skok
został oddany równie kiepsko.
- Zaraz to poprawicie –
powiedziałam. - A teraz Colosik.
Wałaszek zachwycał dokładnością.
To był jego atut. Jeśli odpowiednio się go pilnowało, a Megan to
robiła, mógł przejechać cały parkur w świetnym stylu.
Szedł chętnie i silnie podchodził do każdej kolejnej przeszkody.
Pierwszy łuk wyglądał ślicznie, no ale drugi to już gorzej.
Ostatecznie stwierdziłam, że „no może być”.
Perun – podejście numer dwa...
Val skupiła się na tym, by wygiąć
go na zakrętach, a koń skupiał się na tym, by skakać. Połączone
siły dwójki zaowocowały pięknej urody przejazdem.
- Dobra, dziewczyny. Zmienimy sobie
kolejność. Najpierw dwójka, potem jedziecie na prawo,
skaczecie jedynkę, potem jedynka i znowu na prawo, znowu na dwójkę
(czerwona linia). Jasne?
Szybko przeanalizowały sobie moje
słowa i obydwie skinęły głowami.
Colos ruszył galopem i zakręcił tak,
by móc najechać prosto na stacjonatę. Wyszło bardzo
poprawnie, a na zakręcie ładnie się wygiął. Może miał bardzo
krótki najazd i ledwo wyrobił, ale ostatecznie dał radę.
Trójeczka wyszła świetnie, a nauczona doświadczeniem Meg
dała mu tym razem więcej miejsca, by na spokojnie wyliczyć sobie
kroki do ostatniej przeszkody.
Poklepała go, gdy koń wylądował.
Bardzo podobała mi się och jazda. Col uważał na to, co robi i
starał się wypaść jak najlepiej. Dużo myślał i analizował.
Czego nie można było powiedzieć o
Perunie... Ale taktyka Val sprawdziła się i tym razem. Wiedziała,
że koń skoczy wszystko, więc zgodziła się mu zaufać i sama
skupiała się na wyjechaniu zakrętów. Kasztanek zgodził się
na ten układ i chętnie skakał, a potem wyginał się na łukach.
Zdecydowanie się poprawił i byłam dumna z postępu. Mocno się
uelastycznił i widać było, że pracuje z jeźdźcem.
- No i ostatnie zadanie...
- Co tym razem?
- Hmm, mam w głowie takie „S”.
Zaczynając od trójki, potem w lewo na dwójkę i w
prawo na jedynkę (zielona linia). Co wy na to?
- Czyli najpierw na lewo?
- Tak, tak. I takie... no „S”.
Najprościej. Niech najpierw jedzie Col, a Perunowi podniesiemy o 5
cm.
Val rzuciła mi trochę nieobecne
spojrzenie. Trochę w stylu „a już mi wszystko jedno...”.
Colos chętnie ruszył na przód
i ładnie przeskoczył nad stacjonatą. Na zakręcie prawie pogubił
nogi i potem z całą siłą odbił się od ziemi, by przefrunąć
nad trójką. Niezadowolonym machnięciem głowy przyjął do
wiadomości fakt, że musi znowu ostro zakręcić i przez to nieco
pokracznie przeskoczył ostatnią przeszkodę. No ale przeskoczył.
Megan pochwalił go i zwolniła do
kłusa. W tym czasie każdy bez konia dopadł do jednej z przeszkód
i podwyższyliśmy drąg o tych kilka centymetrów.
Val zagalopowała i za późno
zdała sobie sprawę, że jedzie kontrgalopem. Perun poradził sobie
dobrze i nawet radośnie przyspieszył, gdy odkrył, że teraz jest
wyżej. Szybko i bez protestów wykręcił na dwójkę i
przeskoczył ją z mocą. Był szczęśliwy i nie było po nim widać
nawet odrobiny zmęczenia. Ten koń ma ADHD.
Valentine przywróciła go do
porządku w sekundę i starała się poszerzyć łuk, by koń miał
szansę na dłuższy najazd. W miarę się udało i Perun z
wdzięcznością wykonał piękny skok i cudownie wyciągniętą do
przodu głową i złożonymi nóżkami. Wyklepany przez swoją
partnerkę zwolnił.
- Fajnie wam dziś poszło muszę
przyznać – powiedziałam z usmiechem, targając grzywkę siwego,
gdy ustawił się przy mnie.
- Poza tym, że nie czuję rąk to
tak, świetnie było – mruknęła UFO i na zupełnie luźniej
wodzy stępowała na kasztanku.
- Myślę, że jakoś uda ci się
przeżyć. Rokowania są dobre.
- Jeśli dokupi kolejnych 10 koni i
będzie ci kazała wsiadać na siedem dziennie to nie wiem... - Ray
wtrącił swoje trzy grosze.
- Hej! O tym już rozmawialiśmy. Ty
masz misje, ja mam nowe konie.
- A my mamy więcej roboty... - Tym
razem wtrącił się Chris.
No dobra, mają rację. Trochę
zaszalałam ostatnio...
- Nie kontroluję siebie, kiedy
widzę ładnego rumaka na sprzedaż – wyznałam z bezradnością
wzruszając ramionami. - Mogę nam poszukać nowych ludzi do
zespołu, może trochę was to odciąży, hm?
Wymienili spojrzenia.
- Albo to albo sprzedanie kilku
koni, więc myślę, że sprawa już załatwiona i zaraz polecisz
szukać nadających się osób...
No i mieli rację, jeszcze tego samego
dnia odpowiedziałam na kilka CV, które regularnie podrzucają
nam różni ludzie i umówiłam się na rozmowy
kwalifikacyjne.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz