poniedziałek, 10 listopada 2014

Trening skokowy

IMIĘ KONIA:

  1. Colossus
  2. Aftershock

JEŹDZIEC:

  1. Megan 
  2. Valentine

RODZAJ TRENINGU: skoki
DATA: 11.10.14r.
MIEJSCE: kryta hala
WYSTĄPILI...: Ruska, Ray, Chris


Megan miała wsiąść na Colosa, kiedy Val postanowiła pomęczyć się z Perunem. Obydwa konie były właśnie szykowane do treningu skokowego, a ja obserwowałam to, siedząc pod ścianą naprzeciwko, tuż obok drzwi do siodlarni, w które właściwie nic się już nie mieściło.
- Co jeśli wyremontujemy piwnicę i zrobimy tam sobie duuuży składzik na sprzęt i do tego jeszcze jakiś uroczy pokoik ze stołem bilardowym? - pomyślałam na głos, a dziewczyny popatrzyły na mnie z boksów.
- W sumie... ja jestem za – odparła Meg i nałożyła siodło na grzbiet siwka.
Kasztanek zaczynał się niecierpliwić,ale Valentine dopinała już ostatnie paski przy ogłowiu i mogła go wyprowadzać. Stanęła przy drzwiach.
- Ja też – powiedziała po chwili namysłu. - Szczególnie jeśli chodzi o ten stół.
Konie w przeciągu pięciu minut znalazły się na hali, gdzie wsiadły na nie amazonki. Tak jak Col już od początku był grzeczny i posłusznie wjechał na pierwszy ślad, tak Perun od pierwszego kroku zaczął sprawiać problemy. Pierwszym z nich było to, że nie zamierzał jechać w linii prostej, a szedł bardziej tak, jakby przed jazda strzelił sobie kilka kieliszków wysokoprocentowego trunku. Machał też głową i starał się wyrwać Ufoczkowi wodze.
- Nie daj się! - zawołałam do dziewczyny, stojąc na środku.
- Nie dam, nie dam.
Szybko wyperswadowała mu takie zachowania z głowy. Mocniej usiadła w siodle i z nienaganną postawą działała dosiadem i łydkami tak, by koń wiedział, co ma robić. Była stanowcza i cierpliwa.
W tym czasie Megan i Colossus pracowali nad tempem, które nie było najlepsze. Dziewczyna ciągle popędzała go i starała się obudzić wałaszka. Była dopiero dziewiąta rano...
Po pierwszym okrążeniu zaczęła nakłaniać go do robienia dużych wolt, ósemek na całą halę lub jej połowę, albo do serpentyn z niewielką ilością brzuszków. Często zmieniali kierunek, a średnica wolt i wielkość łuków zmniejszała się z każdym okrążeniem. Skupili się na wygięciach.
Val najpierw musiała przetłumaczyć Perunkowi, że może nawiązać z nią kontakt i niekoniecznie trzeba przy tym zachowywać się jak osiołek.
- Kochanie drogie... - zaczęła, powoli tracąc cierpliwość. - Niebawem przestanę być spokojna.
- Teraz wiesz co my przezywamy z tobą. Jesteście tacy sami – powiedziałam z uśmieszkiem, a ona wytknęła mi język i zaczęła robić wężyka. Później przyszły wolty w narożnikach i zmiany kierunku przez przekątne.
Kiedy ogier nieco się ogarnął mogła z nim zacząć pracować na jakimś konkretniejszym poziomie. Stwierdziłam, że dogadali się stosunkowo szybko. Tak myślałam, że te dwa popaprańce dojdą do porozumienia. ;)
Już po kilku minutach obydwa konie zaczęły kłusować i w tymże chodzie wykonywać podstawowe ćwiczenia rozgrzewające.
Na hali było wtedy 8 ustawionych przeszkód, a w schowku znajdowało się jeszcze około pięć stojaków i... dużo drągów. W tym kilka połamanych.
Wzięłam sześć tych, które były pod ręką i ułożyłam na na ziemi z równych odległościach. Dziewczyny raz na jakiś czas przejeżdżały przez nie w półsiadzie, pilnując by konie wysoko podnosiły kopytka. Poszłam po takie te klocki, żeby móc zwiększać wysokość drągów do około 15 cm. Na początek podniosłam tylko po jednym końcu każdej belki metodą naprzemienną.
Col Stuknął dwa razy na jedną stronę i raz na drugą, za to Perun przejechał zupełnie bez puknięcia. Miał w sobie mnóstwo energii i i gdyby mógł przeskoczyłby wszystkie dagi naraz.
Kiedy wszystkie końce belek stały już na klockach musiałam zwiększyć odległości między nimi. Skinęłam głową na Meg, która uparła się, że jej koń przejdzie to na czysto. Cały czas pilnowała go by nie uciekł, stukając go łydkami i zachęcając cmokaniem. Siwus dobrze odebrał te sygnały i ślicznie pokonał drążki.
- Ładnie. Val?
Perunek z zawrotną szybkością kierował się na przeszkodę, ale UFO zrobiła woltę i ustawiła go sobie, pilnując by nie rozpędził się z tym kłusem aż nadto. W efekcie przeszkodę pokonali w ładnym stylu.
Obydwie powtórzyły ćwiczenie jeszcze raz, ale od drugiej strony. Wysłałam smsa do Chrisa i Ray'a, co by mi pomogli z przeszkodami. Ten drugi ciągle boczył się na mnie za to, że kupiłam kolejne konie, no ale przyszedł.
- To co robimy? - zapytał, rozglądając się.
- Myślałam nad szeregiem gimnastycznym z pięciu przeszkód, a resztę rozsiejemy w różnych miejscach.
Dziewczyny ćwiczyły jeszcze w kłusie, czasem przejeżdżały tez przez cavaletti, a my zajmowaliśmy się targaniem stojaków i belek.
Megan zdecydowała, że czas na zagalopowanie. Poinformowała nas o tym i kiedy Val zmieniła sobie kierunek, w narożniku siwek w miarę płynnie przeszedł do szybszego chodu. Kilka pierwszych fouli nie wyglądało najlepiej, bo koń raczej się wlókł niż biegł, ale dociśnięcie łydek i miarowe postukiwanie załatwiło ten problem.
Po dwóch okrążeniach, podczas których amazonka ciągle tylko przyspieszała, by koń się rozruszał, przyszedł czas na ćwiczenia. Zaczęła kręcić wolty i ósemki z lotną zmianą nogi.
Wtedy także Val postanowiła zagalopować. Perun z grubsza się ogarnąć, chociaż ciągle coś go tam „gryzło”.
Ustawiła go sobie na ścianie i w narożniku wypchnęła konia do galopu. Jednak ten nie zrobił najlepszego wrażenia, więc szybko zwolniła i ponowiła próbę. Ogierek znowu pokazał rogi, ale Val nie zamierzała mu odpuszczać. Chciała by zagalopował ładnie i taki efekt uzyskała przy trzecim podejściu. Perun zdusił w sobie chęci odparowania jej za ten, w jego mniemaniu, czyn rażący majestat. Nawet ślicznie się złożył i przez dłuższy czas zachowywał spokój.
Koniska się rozgrzały, więc mogliśmy przejść do części skokowej. Panowie usadowili się przy drzwiach by nie przeszkadzać, ale i być w pobliżu, gdy któryś z rumaków straci poprzeczkę.
- Megan? Jedziesz pierwsza z kłusa?
- No dobra.
Szereg składał się z czterech krzyżaków i stacjonaty, z czego żadna z przeszkód nie przekraczała 30 cm wysokości. Były ustawione na skok-wyskok.
Col zainteresował się konstrukcją i chciał zagalopować przed pierwszym skokiem, ale Meg go powstrzymała. Ładnie poradził sobie z przeszkodami, nie brakowało mu sygnałów, a on sam pokazał się od dobrej technicznie strony.
- Ufoludku, twoja kolej!
Valentine zwolniła do kłusa i walcząc o przetrwanie najechała na pierwszego krzyżaczka. Perun mocno się napalił, ale udało mu się wytrzymać w kłusie. Miał tyle energii, że aż miło się patrzyło. Pokonał szereg piorunem i w pięknym stylu.
Razem z chłopakami nieco zwiększyliśmy odstępy między przeszkodami, by koniska mogły na spokojnie przejechać to galopem. Col znowu był pierwszy i tym razem musiał najechać na szereg od drugiej strony. Było mu trochę ciężej, jednak Megan uważnie pilnowała, by nie zwolnił i zawsze odbijał się od ziemi. Tym sposobem pokonali całość, a konik dostał wyklepany.
Kasztanek wiedział już, że na niego czas, więc zagalopował bez polecenia. Val cierpliwie zwolniła i po kilku sekundach pozwoliła mu na galop. Uważając by zanadto się nie rozpędził najechała na szereg i właściwie nie musiała za wiele już robić, bo Perun doskonale radził sobie sam.
Rozsunęliśmy końcówkę konstrukcji tak, by trzy pierwsze przeszkody trzeba było pokonywać skok-wyskok, a przed dwiema pozostałymi należało wykonać jedną foule galopu.
Colossus radził sobie jeszcze lepiej, bo najwyraźniej zdążył się już obudzić. Chętnie najechał na pierwszego krzyżaka i przeskoczył go bardzo ładnie. Reszta poszła równie dobrze.
Perun zachwycił mnie równie mocno, ale no cóż, to nie były bardzo trudne rzeczy. Te koniska dopiero do nas przyjechały i ich treningi są na razie łatwiejsze, bardziej przygotowujące do pierwszych startów.
Kasztan z werwą przeskoczył wszystkie przygotowane przeszkody. Miał w sobie to coś. Patrzyło się na niego z uśmiechem i błyskiem w oku.
Podczas gdy obydwa konie po kolei powtarzały cały szereg, ja podniosłam poprzeczki przy tych trzech luźno stojących przeszkodach. Wtedy wpadłam na pomysł jakie będzie kolejne ćwiczenie...
Kiedy Colossus skakał przez szereg, Perun pokonywał te luźne przeszkody, z których każda miała po 90 cm. Potem konie się zamieniły.
Kiedy każdy opanował już skoki tam do perfekcji, pozwoliliśmy im na chwilę stępa.
Przesunęliśmy wszystko pod jedną ścianę, a na hali zostały jedynie trzy przeszkody. Stały na środkowej linii hali w równych odstępach. Jedna na samym środku, a dwie pozostałe po bokach, mniej więcej trzy metry od ścian (rysunek).
Zadaniem pary było przeskoczenie pierwszej, potem trzeciej, a na koniec środkowej (niebieska linia).
Tym razem na pierwszy ogień poszedł Perunek pełen zapału mimo wykonanej do tej pory pracy.
Stałam przy środkowej przeszkodzie i obserwowałam ich.
Ah, muszę jeszcze wspomnieć, że wszystkie przeszkody były stacjonatami o wysokości kolejno 90 cm, 80 cm i 100cm.
Tak więc kasztanek najechał prosto na pierwszą i pokonał ją bardzo sprawnie. Jego wybicie było na tyle mocne, że Val prawie straciła równowagę, ale nie zleciała. Wykonała łagodny duży łuk, ale koń nawet nie myślał by się na nim wygiąć. Dwójka poszła lepiej i przede wszystkim ładniej. Konik ślicznie wyciągnął główkę. Natomiast bardzo nie podobało mi się dziwne skrócenie mniejszego łuku, przez co najazd na ostatnią przeszkodę wyszedł byle jak i sam skok został oddany równie kiepsko.
- Zaraz to poprawicie – powiedziałam. - A teraz Colosik.
Wałaszek zachwycał dokładnością. To był jego atut. Jeśli odpowiednio się go pilnowało, a Megan to robiła, mógł przejechać cały parkur w świetnym stylu. Szedł chętnie i silnie podchodził do każdej kolejnej przeszkody. Pierwszy łuk wyglądał ślicznie, no ale drugi to już gorzej. Ostatecznie stwierdziłam, że „no może być”.
Perun – podejście numer dwa...
Val skupiła się na tym, by wygiąć go na zakrętach, a koń skupiał się na tym, by skakać. Połączone siły dwójki zaowocowały pięknej urody przejazdem.
- Dobra, dziewczyny. Zmienimy sobie kolejność. Najpierw dwójka, potem jedziecie na prawo, skaczecie jedynkę, potem jedynka i znowu na prawo, znowu na dwójkę (czerwona linia). Jasne?
Szybko przeanalizowały sobie moje słowa i obydwie skinęły głowami.
Colos ruszył galopem i zakręcił tak, by móc najechać prosto na stacjonatę. Wyszło bardzo poprawnie, a na zakręcie ładnie się wygiął. Może miał bardzo krótki najazd i ledwo wyrobił, ale ostatecznie dał radę. Trójeczka wyszła świetnie, a nauczona doświadczeniem Meg dała mu tym razem więcej miejsca, by na spokojnie wyliczyć sobie kroki do ostatniej przeszkody.
Poklepała go, gdy koń wylądował. Bardzo podobała mi się och jazda. Col uważał na to, co robi i starał się wypaść jak najlepiej. Dużo myślał i analizował.
Czego nie można było powiedzieć o Perunie... Ale taktyka Val sprawdziła się i tym razem. Wiedziała, że koń skoczy wszystko, więc zgodziła się mu zaufać i sama skupiała się na wyjechaniu zakrętów. Kasztanek zgodził się na ten układ i chętnie skakał, a potem wyginał się na łukach. Zdecydowanie się poprawił i byłam dumna z postępu. Mocno się uelastycznił i widać było, że pracuje z jeźdźcem.
- No i ostatnie zadanie...
- Co tym razem?
- Hmm, mam w głowie takie „S”. Zaczynając od trójki, potem w lewo na dwójkę i w prawo na jedynkę (zielona linia). Co wy na to?
- Czyli najpierw na lewo?
- Tak, tak. I takie... no „S”. Najprościej. Niech najpierw jedzie Col, a Perunowi podniesiemy o 5 cm.
Val rzuciła mi trochę nieobecne spojrzenie. Trochę w stylu „a już mi wszystko jedno...”.
Colos chętnie ruszył na przód i ładnie przeskoczył nad stacjonatą. Na zakręcie prawie pogubił nogi i potem z całą siłą odbił się od ziemi, by przefrunąć nad trójką. Niezadowolonym machnięciem głowy przyjął do wiadomości fakt, że musi znowu ostro zakręcić i przez to nieco pokracznie przeskoczył ostatnią przeszkodę. No ale przeskoczył.
Megan pochwalił go i zwolniła do kłusa. W tym czasie każdy bez konia dopadł do jednej z przeszkód i podwyższyliśmy drąg o tych kilka centymetrów.
Val zagalopowała i za późno zdała sobie sprawę, że jedzie kontrgalopem. Perun poradził sobie dobrze i nawet radośnie przyspieszył, gdy odkrył, że teraz jest wyżej. Szybko i bez protestów wykręcił na dwójkę i przeskoczył ją z mocą. Był szczęśliwy i nie było po nim widać nawet odrobiny zmęczenia. Ten koń ma ADHD.
Valentine przywróciła go do porządku w sekundę i starała się poszerzyć łuk, by koń miał szansę na dłuższy najazd. W miarę się udało i Perun z wdzięcznością wykonał piękny skok i cudownie wyciągniętą do przodu głową i złożonymi nóżkami. Wyklepany przez swoją partnerkę zwolnił.
- Fajnie wam dziś poszło muszę przyznać – powiedziałam z usmiechem, targając grzywkę siwego, gdy ustawił się przy mnie.
- Poza tym, że nie czuję rąk to tak, świetnie było – mruknęła UFO i na zupełnie luźniej wodzy stępowała na kasztanku.
- Myślę, że jakoś uda ci się przeżyć. Rokowania są dobre.
- Jeśli dokupi kolejnych 10 koni i będzie ci kazała wsiadać na siedem dziennie to nie wiem... - Ray wtrącił swoje trzy grosze.
- Hej! O tym już rozmawialiśmy. Ty masz misje, ja mam nowe konie.
- A my mamy więcej roboty... - Tym razem wtrącił się Chris.
No dobra, mają rację. Trochę zaszalałam ostatnio...
- Nie kontroluję siebie, kiedy widzę ładnego rumaka na sprzedaż – wyznałam z bezradnością wzruszając ramionami. - Mogę nam poszukać nowych ludzi do zespołu, może trochę was to odciąży, hm?
Wymienili spojrzenia.
- Albo to albo sprzedanie kilku koni, więc myślę, że sprawa już załatwiona i zaraz polecisz szukać nadających się osób...

No i mieli rację, jeszcze tego samego dnia odpowiedziałam na kilka CV, które regularnie podrzucają nam różni ludzie i umówiłam się na rozmowy kwalifikacyjne.  

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz