IMIĘ KONIA:
- Ragnarok
- Dublanica
TRENER:
- Emilie
- Delicja
RODZAJ TRENINGU: lonża
DATA: 13. 10. 2014r.
MIEJSCE: kryta hala
WYSTĄPILI...: Ruska & Sky
Emilie przeszła przez salon i zatrzymała się w holu po czym odwróciła się na pięcie i popatrzyła na mnie z wahaniem.
- Mogłabym wziąć Ragnaroka na trening?
- No to się pytasz, dziewczyno? Pewnie! Przyjde za chwilę popatrzeć. - Uśmiechnęłam się, a ona odwzajemniła gest i w dobrym humorze wyszła na zewnątrz. Wróciłam do oglądania telewizji w towarzystwie Sky i Delki, z tymże tej ostatniej nie interesowały kreskówki o kosmitach.
- Wiecie co...? – zaczęła, zerkając na okno. - Wyczyszczę Dublanicę i wezmę ją na lonżę. Przyjechała dopiero dwa dni temu, więc nie chcę jej forsować, ale taka lonża żeby mnie poznała chyba będzie dobrym pomysłem.
- No w sumie... czemu nie... - mruknęłam nie chcąc przegapić najlepszego momentu bajki. Na keranie pojawiły się napisy końcowe, więc dźwignęłam się z kanapy, biorąc obie dziewczyny pod ramie. - Idziemy do stajni!
Zgodnie ruszyłyśmy na podwórze. Zegarek w telefonie pokazywał godzinę 15:07, więc domyśliłam się, że zarówno Em jak i Del zechcą zabrać swoje koniska na halę, gdzie jest przecież błogosławiona klimatyzacja.
Zatrzymałyśmy się przy boksie ślicznej kucki. Na szczęście miała swój dobry dzień i podeszła do drzwiczek, oczekując pieszczot. Sky pogłaskała ją po czole, a ja zaplotłam warkoczyk z grzywki, w czasie gdy Delicjusz poszedł po szczotki i lonżę.
Dziewczyna wróciła i zabrała się do pracy.
- Jutro, albo po jutrze zrobimy sobie małe skoki, to wsiądziesz – powiedziałam do Sky, a ona uśmiechnęła się od ucha do ucha. - Tylko jeszcze nie wiem na jakiego wierzchowca...
- Ja też się piszę! - Głos Delki dobiegł nas z boksu izabelki.
- No dobra, to ja też i mamy już 3 pary – wystarczy - odparłam i zastanowiłam się nad wyborem koni. - Moet i Starky? - zapytała sama siebie, z tym problemem, że było mnie słychać.
- Mogę na Moneta?! Prooszę!
- Jasne, mała. Ale to się jeszcze zobaczy.
W tym momencie Del wyprowadziła swój nowy nabytek z boksu. Klacz miała na sobie uroczy kantarek w kolorze mlecznej czekolady i trochę ciemniejszą lonżę, która była już do niego podpięta. Ruszyłyśmy na halę, drzwi były jeszcze otwarte – byłyśmy pierwsze.
Postanowiłyśmy nie siadać na trybunach, a zostać na dole, by móc rozmawiać z trenerkami bez przekrzykiwania się.
Delka obrała sobie połówkę hali i nakłoniła klaczkę, by ta zaczęła iść stępem wokół swojej właścicielki.
Izabelka była bardzo spokojna i chętna do pracy. Nawet na chwilę nie pomyślała by coś odstawić. Czasami tylko rozglądała się na około, gdyż była w tym budynku po raz pierwszy. Delicja nie brała ze sobą bata, używała jedynie końcówki lonży, mając nadzieję, że taki sposób popędzania wystarczy.
Minęły niecałe 3, może 4 minuty, gdy drzwi na halę cichutko się rozsunęły, a do środka weszła Emily z Ragnarem. Dziewczyna niepewnie spojrzała na drugiego konia, w dodatku płci żeńskiej, ale szybko zapewniłam ją, że Ragnarok nie powinien się przez to dekoncentrować. Kiedy ma wybór między ćwiczeniami z człowiekiem, a uganianiem się na innymi rumakami -wybiera to pierwsze, wbrew jakimś wrodzonym instynktom.
Mieliśmy więc już dwa izabelki...
Obserwowałam obydwa lonżowane konie.
- Właściwie na początku chciałam puścić go luzem, ale w tej sytuacji to nie jest najlepszy plan... - wyznała Em, a ja przyznałam jej rację. Lepiej nie ryzykować, cokolwiek ktoś miałby na myśli.
Ragnar był równie grzeczny jak jego koleżanka.
- Co te konie dzisiaj takie ułożone i milutkie? - zapytałam z cichym śmiechem, siedząc na trocinach pod ścianą.
- Bo trenerki dobre! - Delka szeroko się uśmiechnęła i wytknęła język.
Ragnarok szedł po kole bardzo żwawym stępem, trochę machał głową, dając znać, że chciałby szybciej. Emily jak na złość kazała mu się zatrzymać, ale spełnił prośbę. Podeszła do niego, pogłaskała po szyi i przepięła lonżę tak, by teraz koń szedł w przeciwnym kierunku. Często zmieniała tempo. Od powolnego spacerku z lekko opuszczoną głową, po żołnierski marsz z jakimiś dobrowolnymi przejawami ganaszowania się.
Zerknęłam na kucyka. Del także zmieniła kierunek, ale i przygotowywała się do przyspieszenia. Machnęła końcówką taśmy, jednocześnie cmokając i „mówiąc podniesionym szeptem „kłuuuusem””.
Klaczka od razu ruszyła tymże chodem z zadziwiającą lekkością. Bardzo podobał mi się jej chód. Sprężysty i miły dla oka.
Ragnarok zaczął kłusować jakąś minutę później. Mogłabym go oglądać i oglądać... Był wyjątkowo pięknym koniem. Emilie zostawiła mu rozpuszczona grzywę, co dodatkowo wzmacniało efekt. Zwykle ogier nosi stylowe warkoczyki, które osiągają już długość 20 cm. Ma lepszą fryzurę ode mnie.
Ogier zarzucił głową, jakby na potwierdzenie tych słów.
- Skubany wie jak się zaprezentować – powiedziałam.
- Oj wie, wie... - przytaknęła mi Em i trochę go popędziła, bo wybił się z rytmu. - W ogóle jest świetny. Pod siodłem radzi sobie równie nieźle.
- A ja się zastanawiałam czy go nie sprzedać, kiedy był źrebakiem...
- On jest po moim Cassino, co nie? - wtrąciła się Del, zerkając na konia z uśmiechem. Dublanica trochę obraziła się za to, że nie jest w centrum uwagi i zwolniła do stępa. Jednak Del szybko to skorygowała.
- Tak, po Cassino. - Uśmiechnęłam się, kiwając głową.
Po jakimś czasie dziewczyny znowu zmieniły strony. Konie były chętne do biegania, obydwa postawiły uszy i skupiały się na swoich trenerkach.
Dublanica zaangażowała swoje mięśnie, dzięki czemu szła jeszcze lepiej.
- Chcę ją zobaczyć pod siodłem... - poprosiłam.
- To może jutro, albo pojutrze, bo jeszcze się musi trochę zaaklimatyzować.
- No tak, nie mówię, że już! Kiedyś tam...
Klaczka cichutko parsknęła i wygięła szyję.
Tymczasem Ragnar był pieczołowicie szkolony w zakresie komend głosowych. Musiał wiedzieć kiedy się zatrzymać, kiedy zwolnić, a kiedy przyspieszyć. Emilie postawiła to sobie za główny cel.
Na razie szło mu całkiem nieźle. Szczególnie przyspieszanie... No ale ważne, że cokolwiek.
Minęło kilka minut, podczas których konie intensywnie rozgrzewały się w kłusie. Trenerki stopniowo skracały i wydłużały lonżę, zmieniając wielkość koła, po których biegali ich podopieczni.
W końcu przyszedł czas na galop. Na pierwszy ogień poszła Dub. Sama nie wiem jak skracać jej imię... kojarzy mi się ze słowem Dublin.
- Hej, Del? Mogę nazywać twojego konia Dublin?
- Nazywaj ją jak chcesz... - wzruszyła ramionami, nie odrywając wzroku od konia. Pilnowała tempa, bo wyczuwała, że klaczka zaraz zwolni. Dopiero kiedy się rozkręciła Delka westchnęła i uśmiechnęła się do nas. - Ja mówię na nią Dubi, Lana albo co mi tylko przyjdzie do głowy łącznie z „kwiatuszkiem”,”kochaniem” i „żabcią”.
- „Żabcia” brzmi uroczo.
Ragnarokowi zrobiło się smutno, bo jego nikt nie nazywał tak ładnie... Zwolnił do kłusa i opuścił głowę.
- Ragnaroczku mój kochany! Mój Skowronku, Misiaczku, Cukiereczku! - zawołałam z zaangażowaniem. - Galopuj!
Em zaśmiała się pod nosem, gdy koń postawił uszy i machnęła końcem lonży. Natychmiast ruszył galopem, chociaż przejście między chodami nie było najpiękniejsze.
- Prrrr, kłuuus... - poprosiła, a po okrążeniu – gdy koń już spełnił jej błaganie – pozwoliła mu zagalopować ponownie. Tym razem wyglądało to dużo lepiej.
Zmieniły kierunek. Koniska musiały zagalopować ze stępa i udało im się to niemal w tym samym czasie. Z tą różnicą, że Żabcia ruszyła kontrgalopem. Del zwolniła do kłusa i poprosiła o ponowne zagalopowanie – idealne.
Koniska się wybiegały. Dub sama z siebie ładnie się ganaszowała i wyciągała nóżki w kłusie i galopie. Dziewczyny bawiły się chodami i tempem. Rumaki się nie nudziły, a ja miałam co podziwiać. Wkrótce trochę się już zmęczyły, więc trenerki zdecydowały, że pora na rozstępowanie.
- Już nie będę z nim ćwiczyć... - jęknęła Em. - Nie zdążę...
Koń grzecznie spacerował wokół niej z opuszczoną głową.
- Przepraszam, że tak ci tu weszłam w paradę... - Del popatrzyła na nią ze smutną miną.
- Nie no, coś ty. Nie mam pretensji. W taką pogodę sama bym nie wyszła z koniem na rozgrzany od słońca plac. - Uśmiechnęła się.
Skoro już wszyscy byli w dobrych humorach...
- Co wy na to, żeby zamówić kebaby na kolację? - zapytałam.
Wszyscy obecni przystali na ten pomysł.
- Ale Delka niech stawia... - kontynuowałam. - W końcu się do mnie wprowadziłaś, miej jakiś wkład. - Mrugnęłam do niej, a ona wywróciła oczami, trochę pomarudziła, ale w końcu się zgodziła. Wyprowadziłyśmy konie z hali i odstawiłyśmy je do boksów. Całość zajęła nam prawie godzinę.