wtorek, 1 kwietnia 2014

Misja cz. VII

To było głupie i całkowicie irracjonalne, ale po długim spacerze po Rzymie włamaliśmy się do maleńkiej kawiarenki. Neal wiedział, że nie mają tam praktycznie żadnych zabezpieczeń, oprócz kamer, których pozbyliśmy się na tyle szybko, by nie zdążyły nas zarejestrować. Usiadłam przy barze w arystokratycznej pozie.
- Jaki smak sobie życzysz? - szarmancko zapytał mój wspólnik w zbrodni, stojąc za maszyną do robienia szejków.
- Czekoladowy – odparłam wyniośle.
Zaraz potem skończyłam pozować na damę, bo było to zbyt nudne. Usiadłam na blacie po turecku, a kiedy szejki były gotowe, Neal przysiadł się i przez chwilę opowiadał mi o swoich wyczynach w zakresie kradzieży drogich samochodów.
- Zarobiłem jak nigdy – dodał refleksyjnie po streszczeniu historii sprzed dwóch lat.
- No domyślam się. To było niezłe...
Zaczęłam mu zazdrościć. Gdyby moje życie potoczyło się trochę inaczej, nigdy nie założyłabym stajni i pewnie ciągle zarabiałabym na życie jako fałszerka, a okazjonalnie także paserka, gdzieś na zachodnim wybrzeżu Stanów. Przez chwilę zastanawiałam się czy by mi to odpowiadało.
- O czym myślisz? - zapytał, nieznacznie się przysuwając.
- O niczym... Jest już pierwsza, powinnam wracać. - Uśmiechnęłam się przepraszająco.
Chłopak skinął głową i skierowaliśmy się do wyjścia. Zanim jednak opuściliśmy lokal, znaleźliśmy kartkę oraz długopis. Napisaliśmy krótki liścik do właściciela kawiarenki, w którym podziękowaliśmy za poczęstunek...
- Niech wiedzą, że nawet złodzieje mają serce – powiedział z dumą, zamykając za nami drzwi.
- Robisz to dla zabawy – stwierdziłam.
- Pewnie, lubię moje życie. - Wzruszył ramionami. - Z reguły jestem raczej optymistą i dobrze mi z tym. Jestem szczęśliwy i to się liczy. Nic więcej. A co z tobą? Nie wydajesz się tryskać radością, chociaż widzę w tobie potencjał.
- Potencjał? - zdziwiłam się.
- Tak, no wiesz, właśnie włamaliśmy się do kawiarni i wypiliśmy po szejku. Nie miałaś nic przeciwko. Ba! Wyglądasz jakbyś chciała okraść bank. Chodzi mi o to, że jesteś typ typem człowieka, który potrafi cieszyć się ze wszystkiego i nie bardzo zwraca uwagę na ograniczenia, mam rację? Ale...
- Możemy odłożyć moją psychoanalizę na później? - przerwałam mu trochę zbyt ostro.
- Okeeej... Spoko, po prostu staram się cię rozgryźć. - Wzruszył ramionami z tym swoim zawadiackim uśmieszkiem.
- Muszę wracać. Jutro będę nieprzytomna... Lecimy na Ukrainę i...
- Wiem. - Tym razem to on przerwał mi. - Lecę z wami. - Poruszył brwią .
Nie bardzo wiedziałam co na to odpowiedzieć, więc po prostu uśmiechnęłam się, a pod hotel dotarliśmy już w prawie zupełnej ciszy.
- W takim razie do jutra – powiedziałam i ruszyłam w stronę drzwi.
- Hej, poczekaj...- Podbiegł do mnie i pocałował, zanim zdążyłam zaprotestować. Nie byłam pijana (co było pozytywną odmianą), ale po tym pocałunku poczułam się jak po kilku kieliszkach dobrego wina. Poczułam, że się uśmiecha i delikatnie odsuwa, jednocześnie zabierając swoją kurtkę, którą miałam na ramionach przez cały wieczór.
- Zapomniałbym – szepnął mi do ucha z nieukrywaną satysfakcją. Potem odszedł, zerkając jeszcze przez ramie.
Tej nocy nie zmrużyłam oka. Najpierw czułam się wspaniale i potrafiłam myśleć jedynie o nim. Później przybyły wyrzuty sumienia. Nad ranem skupiałam się wyłącznie na tym, że nikt nie może się dowiedzieć. Heilari zabiłaby mnie, a zaraz potem Neala. Albo w odwrotnej kolejności. Albo zrobiłaby to jednocześnie...
Grunt to nie dać po sobie poznać...
Wyszłam z pokoju o dziewiątej i ruszyłam w kierunku hotelowej restauracji. Zauważyłam Heili przy stoliku, więc przysiadłam się i zerknęłam na menu.
- Za dwadzieścia minut wyjeżdżamy – powiedziała beznamiętnie, upijając łyk czarnej kawy z prześlicznej filiżanki.
- Okej, będę gotowa. - Uśmiechnęłam się.
Kelner przyszedł odebrać zamówienie, a pięć minut później wcinałam już croissanta z czekoladą.
Zapakowałyśmy bagaże do samochodu, po czym wyruszyłyśmy na lotnisko. Neal się nie pojawiał i przyznam szczerze, że odczuwałam z tego powodu dziwną ulgę. To uczucie zniknęło, gdy zobaczyłam go na lotnisku. Kontrolnie zerknęłam na mutantkę, ale ona nie zamierzała zadawać sobie trudu, jakim jest obserwacja podopiecznych. Niech robią co chcą, a gdyby zrobili coś wybitnie nieodpowiedniego – trzasnąć przez łeb.
Nasz lot trochę się opóźnił, ale nie na tyle, by dostawać białej gorączki. W samolocie zajęliśmy swoje miejsca i praktycznie w zupełnej ciszy dolecieliśmy na Ukrainę, a konkretnie do Kijowa. Ulokowaliśmy się w hotelu, a godzinę później Heilari zwołała nas do siebie.
- Mamy na celowniku handlarza bronią – powiedziała, gdy tylko weszłam do pokoju. Neal już tam był i wylegiwał się na sofie, słuchając jednym uchem, a drugim pewnie wypuszczając.
- No dobra... Co z nim?
- CIA próbowała znaleźć na niego haka, jakieś dowody, cokolwiek. Facet nazywa się Andrij Korotczenko. Jego biznes ma swoje źródłu tutaj, w Kijowie, ale Korotczenko zawiera także transakcje zagraniczne. Między innymi spora część jego klientów to Amerykanie i to nie podoba się naszym władzom. Kiedy zawiodły legalne i w miarę legalne metody, przyszedł czas na te bardziej radykalne...
- Co trzeba z nim zrobić?
- Oczywiście pojawił się pomysł wyeliminowania go. Ale wiadomo, taki biznes nie upadnie tylko dlatego, że zginie właściciel. Ktoś przejmie firmę i interes będzie kręcił się dalej.
- Więc...?
- Więc... pomyślałam o udanym szantażu. Korotczenko ma dużo stracenia, nie będzie trudno wybrać coś, o co bardzo się martwi.
- Ale to może go tylko sprowokować, wiesz?
Cicho prychnęła.
- Oczywiście, że wiem...
- Ale bez ryzyka nie ma zabawy – dokończył za nią Neal, chociaż nie byłam pewna, czy ma na myśli właśnie te słowa.
- Wpłyniesz na niego dzięki telepatii. Zabronisz mu tego, czego nie chcemy żeby robił, a szantaż będzie jego wymówką. Na pewno straci kupę forsy, gdy znacznie się ograniczy, ludzie zaczną pytać, dociekać. Wtedy Korotczenko ładnie wyjaśni im, że na szali leży życie jego rodziny i zrobi wszystko żeby zapewnić im bezpieczeństwo.
Zgodziliśmy się by akcję przeprowadzić następnego dnia. Od kilku tygodni zespół SO śledził poczynania Andirja, więc znaliśmy jego dokładny plan dnia. Rzadko wychodził z domu, ale trzy razy w tygodniu wędrował do oddalonego o pół kilometra budynku, gdzie osobiście sprawdzał jakoś produkowanej broni. Miejscowa policja nie robiła nic, bo zwyczajnie się to nie opłacało. Korotczenko dbał, by nie wtykali nosa w jego sprawy i nie szczędził funduszy na nowe radiowozy czy ekspresy do kawy jako prezent dla komendy.
Zaczailiśmy się niedaleko jego miejsca zamieszkania w białej furgonetce z doczepioną na szybko naklejką z logiem firmy montującej anteny satelitarne.
- Ma obstawę – szepnęła Heilari, widząc w lusterku jak starszawy mężczyzna idzie spacerkiem w towarzystwie dwóch rosłych zbirów. - Kiedy padną, ładujcie go do auta i zawieźcie go tam, gdzie się umawialiśmy. Ja porozmawiam sobie z jego żoną.
Przesiadłam się na miejsce kierowcy, a Neal zaczaił się przy drzwiach. Heilari siedziała obok mnie i zerkając na boczne lusterko, czekała aż trójca zbliży się na wystarczającą odległość. Jeden gest ręką wystarczył, by strażnicy padli na ziemie. Zaskoczony Korotczenko zawahał się, a potem porwał się do biegu. Za daleko jednak nie uciekł, bo Neal rozsunął drzwi i jednym, silnym ciosem pozbawił faceta przytomności. Wciągnęliśmy go na tył.
- Dobra, dzieciaki. - Heilari wyszła z pojazdu i popatrzyła na nas z powagą. - Jeźdźcie do lasu, nastraszcie go i namieszajcie w głowie. Za pół godziny prześlę wam nagranie.
Skinęłam głową i kiedy tylko drzwi się zasunęły – ruszyliśmy. Skręciłam w najbliższą drogę prowadzącą na zalesione tereny. Nie mogliśmy zatrzymać się zbyt blisko miasta, wywieźliśmy go kilkanaście kilometrów od miejsca zatrzymania. Zaczął się wybudzać w momencie, gdy zgasiłam silnik. Chłopak rzucił mi kominiarkę i sam włożył identyczną.
Uderzył Andrija w policzek, po uprzednim związaniu mężczyzny przygotowanymi wcześniej sznurami.
- Obudź się! - warknął po rosyjsku. Niewiele rozumiałam.
Handlarz przez chwilę szarpał się jak dzikie zwierzę, powarkiwał, pieklił się i jak się domyśliłam, używał całej masy niecenzuralnych słów. Neal ponownie zdzielił go po twarzy i zaczął coś tłumaczyć. Wkrótce zadzwoniła do mnie H.
- Wszystko gra? - zapytałam.
- Chyba tak... Co z nagraniem?
- Przesyła się. Kiedy skończycie, puśćcie go wolno i wróćcie do hotelu. Pewnie mnie jeszcze nie będzie, bo postanowiłam się trochę rozejrzeć.
Zakończyła połączenie.
- I co? - zapytałam Neala, a on na chwilę zwrócił się do mnie.
- Jestem na dobrej drodze, daj mi nagranie, a potem możesz działać.
Podałam mu komórkę, którą podsunął pod nosem Korotczenki. Heilari upozorowała porwanie jego żony, nie wiem do jakiego stopnia się posunęła, ale kobieta była przerażona. Nie bała się jednak strzelać i pomagać swojemu mężowi w transportach.
Po kilku minutach miałam zacząć działać. Mózgi ludzi, którzy nigdy nie mieli do czynienia z telepatami są bardzo podatne na manipulację i bardzo łatwo jest się do nich „włamać”.
Pomału „przeglądałam” informacje w jego głowie, by upewnić się na czym stoimy, a potem wczepić w niego strach przez jakimikolwiek nielegalnymi działaniami.
- O cholera... - syknęłam po chwili. - Ma nadajnik! Jego ludzie już tu jadą!
Nie było ani sekundy do stracenia, Korotczenko już od dwudziestu minut powinien dotrzeć do jednej ze swoich fabryk, więc jego ochroniarze na pewno są już blisko.

Jeszcze zanim odpaliłam silnik rozległo się kilka wystrzałów. Przednia szyba rozbiła się w drobny mak. Zakryłam się rękami, ale kilka drobin zdążyło pociachać mi twarz. W tym samym czasie przebito opony, samochód jakby opadł kilka centymetrów. Odważyłam się lekko podnieść i zerknąć na Neala, ale zanim upewniłam się, że nic mu nie jest wybito obydwie szyby w naszych drzwiach kolbami karabinów. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz