Bałam
się poruszyć. Chociaż kosmitka zdawała się na nas nie patrzeć,
czułam się obserwowana.
- Jest
ślepa – wyszeptał Neal, wyciągając rękę w moim kierunku, bym
do niego podeszła.
Po
kilku sekundach w ciszy i absolutnym bezruchu, z domu wybiegła
Heilari i Darkehunter. Aiden, z tego co usłyszałam, miał za
zadanie obudzić właściciela domu.
Kosmitka
poruszyła się, dzięki czemu dostrzegłam długi ogon, dzięki
któremu utrzymywała równowagę. Przez chwilę nerwowo
bujała się a różne strony.
- Co
ona robi? - zapytałam cicho, bojąc się, że mnie usłyszy.
- Wyczuwa
znajomy zapach – odparł Hunt i przetorował sobie drogę.
Pewnym,
acz wolnym krokiem podszedł do niebieskiej przybyszki. Był niemal o
połowę niższy, ale nie przeszkadzało mu to. Wyciągnął rękę i
złapał ją za dłoń z pięcioma długimi, patykowatymi palcami.
- Jo,
to ja – przemówił łagodnie.
Była
niespokojna, zachowywała się jakby czuła mrówki na całym
ciele. Wyrwała rękę i wycelowała w Darkena swoją włócznię.
Ten cofnął się jak oparzony i uniósł obie ręce w obronnym
geście.
- Jeśli
choćby go draśnie... - szepnęła Heilari. - Zabije go. Zamieni w
proch.
To
nie brzmiało dobrze. Kalijo schyliła się, by „przyjrzeć” się
Darkehunterowi z bliska. Ten stał bezruchu z wysoko uniesioną
głową.
- Nikt
nie chce cię skrzywdzić – powiedział.
- Nic
nie mówi... - zauważyłam.
- Nie
może.
- Ale
dlaczego?
- To
długa historia, ale ona nie ma złych zamiarów. Musi robić
to, co jej każą.
Odwróciłam
wzrok od Heilari i popatrzyłam na wysoką kosmitkę z politowaniem.
Nie znałam jej historii, ale z tonu Heili wywnioskowałam, że nie
jest wesoła.
- Trzeba
jej zabrać włócznie – powiedziała.
- Zajmę
się tym.
Neal,
korzystając z tego, że Kalijo skupia całą swoja uwagę na
Hunterze, zaczął ja okrążać, by w końcu zbliżyć się do niej
od tyłu na kilkanaście metrów. Widziałam jak w jego rękach
pojawia się ogień, który formuje się w niewielką kulę.
Mógł dowolnie manipulować płomienień. Zarówno jego
kształtem jak i rozmiarem. Po krótkiej chwili ogniska płachta
opadła na grzbiet olbrzymki. Ta odwróciła się i wydawała z
siebie odgłos, jaki wydają jeżące się koty. Neal zrobił unik,
cudem unikając ostrza, a Hunt podbiegł do niej i złapał za
włócznie. Kosmita szarpnęła się i podniosła go w górę
na kilka metrów. Byłam pod wrażeniem jej siły, ale nie było
czasu na rozmyślania. Heilari pociągnęła mnie w jej stronę.
Jednak zatrzymałyśmy się przy samochodzie i mutantka otworzyła
bagażnik zdecydowanym ruchem. Kiedy wyciągała linę, na która
składały się setki srebrnych drucików, Darkehunter wciąż
walczył o przetrwanie. Kosmitka nie zamierzała odpuszczać i
szarpała go na wszystkie strony, jednocześnie unikając ataków
ze strony Neala.
- Złap
za drugi koniec, zwiążemy ją jakoś – krzyknęła do mnie H i
ruszyłyśmy przez podjazd, ciągnąc za sobą metalowy sznur.
Starając
się nie oberwać biegałyśmy wokół niebieskoskórej i
starałyśmy się związać jej nogi jak najciaśniej. Wkrótce
ciężko opadła na ziemie, ale nie przestawała się szamotać.
Wciąż walczyła, starała się nas nadziać na włócznie,
ale rękę, w której ją trzymała, zablokował jej Hunter. W
końcu straciła siły, a my wykorzystując sytuację związaliśmy
ją już porządniej.
- Dobra
robota – pochwaliła nas Heilari.
Męczyliśmy
się z nią jakieś dwadzieścia minut. Przybiłam piątkę z Nealem,
a Hunter posmutniał, pochylając się nad pokonaną.
- Będziesz
bezpieczna, obiecuję – powiedział do niej cicho, ale nie
wydawała się być tymi słowami specjalnie pocieszona.
- Co
teraz? - zapytałam.
- Za
godzinę zjawi się tu oddział SO.
- SO?
Zamkną ją gdzieś...
- Wiem
– odparła smutno, kładąc mi dłoń na ramieniu.
Zaraz
potem rozejrzała się po okolicy, a potem przypatrzyła się więzom.
- Zostawmy
ich, Hunter musi wrócić na Krym, a potem do Asgardu. Ale ona
musi być pod kontrolą.
Powoli
wróciliśmy pod drzwi i usiedliśmy na ławce. Aiden wyjrzał
przez okienko w holu, ale widząc, że sytuacja jest opanowana,
wrócił do Bastarda, by go poinformować.
- Dam
mu pół godziny. Później wsiadamy w samolot i
zostawiamy Hadesa z tym bajzlem.
Darkehunter
przestał wyglądać jak przerażający ork. Był załamany i miałam
ochotę go przytulić, mówiąc, że wszystko będzie dobrze.
Heilari poprosiła Neala by pomógł nam eskortować kosmitę
na Krym. Przez chwilę droczył się z nią i ostatecznie wyszło na
to, że wyświadcza nam tym przysługę, chociaż nieudolnie ukrywał
to, że bardzo chce jechać z nami.
Załatwiliśmy
tę sprawę i wróciliśmy na lotnisko, tym razem największe w
okolicy. Wróciliśmy do Włoch w południe następnego dnia.
- Mam
robotę na Ukrainie. Piszesz się? - Heilari stanęła w drzwiach
pokoju, gdy pakowałam swoje rzeczy do torby.
- Jasne.
Nie chcę wracać do domu. Jeszcze nie teraz.
- Kiedyś
będziesz musiała, wiesz o tym?
Cicho
westchnęłam, unikając jej wzroku.
- Kiedyś
pewnie tak. Kiedy lecimy.
- Jutro
rano. - Uśmiechnęła się. - Masz wolne popołudnie. Tylko nie pij
tyle, dobrze?...
- Postaram
się.
Postanowiłam
pozwiedzać. Nie sądziłam, że prędko wrócę do Rzymu, a to
miasto miało w sobie coś takiego, że po prostu chciało się tam
być i podziwiać. Wędrowałam uliczkami i kupiłam jeszcze więcej
pamiątek... Z Ukrainy blisko do Polski. Pomyślałam, że wpadnę do
Milki i obdaruję ją włoskimi upominkami.
Zaczęło
się ściemniać, a temperatura powoli spadała. Nie obchodziło mnie
to, bo oświetlony Rzym wywoływał jeszcze większy podziw.
Dotarłam
do fontanny Di Tredi i nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu badając
ją wzrokiem. Przepiękna... O tej porze nie było tam wielu ludzi,
więc przysiadłam na brzegu.
- Wrzuciłaś
już monety? - zapytał znajomy głos.
Odwróciłam
się by ujrzeć uśmiechnięte - bo jakżeby inaczej – oblicze
Neala. Podniosłam się, zerkając na wodę, gdzie faktycznie widać
było mnóstwo połyskujących drobniaków. Nim zdążyłam
zaprotestować okrył mnie swoją kurtką i cicho westchnął.
- Daj
mi dwie minuty.
Odszedł
kawałek dalej i odszedł w kierunku grupki ludzi, którzy
zmierzali w przeciwną stronę. Potrącił jakąś dziewczynę, a
potem odczekał chwilę i wrócił do mnie, dzierżąc w ręku
jej portfel. Wyciągając kilka eurocentów rzucił na mnie
okiem, sprawdzając moją reakcję na ten popis. W odpowiedzi
uśmiechnęłam się pobłażliwie i popatrzyłam na niego pytająco.
- Wrzucając
monetę spełnisz swoje życzenie. Jedną – wrócisz do
Rzymu, dwie – romans. - Puścił mi oczko. - A trzy ślub –
dodał szybko z miną z serii: „jakby co to mogę się z tobą
ożenić, ale może na razie się nie spieszmy”. - Weź ile
chcesz, odwróć się i wrzuć. Tylko traf. Szczególnie
jeśli wybierzesz dru...
- Dobra
już, dobra – przerwałam mu ze śmiechem, szybko zabrałam z jego
dłoni dwie monety, odwróciłam się i wrzuciłam je do
fontanny.
Potem
bez słowa ruszyłam przed siebie, naturalnie uśmiechając się jak
nienormalna.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz