wtorek, 1 kwietnia 2014

Misja cz. VI

Bałam się poruszyć. Chociaż kosmitka zdawała się na nas nie patrzeć, czułam się obserwowana.
- Jest ślepa – wyszeptał Neal, wyciągając rękę w moim kierunku, bym do niego podeszła.
Po kilku sekundach w ciszy i absolutnym bezruchu, z domu wybiegła Heilari i Darkehunter. Aiden, z tego co usłyszałam, miał za zadanie obudzić właściciela domu.
Kosmitka poruszyła się, dzięki czemu dostrzegłam długi ogon, dzięki któremu utrzymywała równowagę. Przez chwilę nerwowo bujała się a różne strony.
- Co ona robi? - zapytałam cicho, bojąc się, że mnie usłyszy.
- Wyczuwa znajomy zapach – odparł Hunt i przetorował sobie drogę.
Pewnym, acz wolnym krokiem podszedł do niebieskiej przybyszki. Był niemal o połowę niższy, ale nie przeszkadzało mu to. Wyciągnął rękę i złapał ją za dłoń z pięcioma długimi, patykowatymi palcami.
- Jo, to ja – przemówił łagodnie.
Była niespokojna, zachowywała się jakby czuła mrówki na całym ciele. Wyrwała rękę i wycelowała w Darkena swoją włócznię. Ten cofnął się jak oparzony i uniósł obie ręce w obronnym geście.
- Jeśli choćby go draśnie... - szepnęła Heilari. - Zabije go. Zamieni w proch.
To nie brzmiało dobrze. Kalijo schyliła się, by „przyjrzeć” się Darkehunterowi z bliska. Ten stał bezruchu z wysoko uniesioną głową.
- Nikt nie chce cię skrzywdzić – powiedział.
- Nic nie mówi... - zauważyłam.
- Nie może.
- Ale dlaczego?
- To długa historia, ale ona nie ma złych zamiarów. Musi robić to, co jej każą.
Odwróciłam wzrok od Heilari i popatrzyłam na wysoką kosmitkę z politowaniem. Nie znałam jej historii, ale z tonu Heili wywnioskowałam, że nie jest wesoła.
- Trzeba jej zabrać włócznie – powiedziała.
- Zajmę się tym.
Neal, korzystając z tego, że Kalijo skupia całą swoja uwagę na Hunterze, zaczął ja okrążać, by w końcu zbliżyć się do niej od tyłu na kilkanaście metrów. Widziałam jak w jego rękach pojawia się ogień, który formuje się w niewielką kulę. Mógł dowolnie manipulować płomienień. Zarówno jego kształtem jak i rozmiarem. Po krótkiej chwili ogniska płachta opadła na grzbiet olbrzymki. Ta odwróciła się i wydawała z siebie odgłos, jaki wydają jeżące się koty. Neal zrobił unik, cudem unikając ostrza, a Hunt podbiegł do niej i złapał za włócznie. Kosmita szarpnęła się i podniosła go w górę na kilka metrów. Byłam pod wrażeniem jej siły, ale nie było czasu na rozmyślania. Heilari pociągnęła mnie w jej stronę. Jednak zatrzymałyśmy się przy samochodzie i mutantka otworzyła bagażnik zdecydowanym ruchem. Kiedy wyciągała linę, na która składały się setki srebrnych drucików, Darkehunter wciąż walczył o przetrwanie. Kosmitka nie zamierzała odpuszczać i szarpała go na wszystkie strony, jednocześnie unikając ataków ze strony Neala.
- Złap za drugi koniec, zwiążemy ją jakoś – krzyknęła do mnie H i ruszyłyśmy przez podjazd, ciągnąc za sobą metalowy sznur.
Starając się nie oberwać biegałyśmy wokół niebieskoskórej i starałyśmy się związać jej nogi jak najciaśniej. Wkrótce ciężko opadła na ziemie, ale nie przestawała się szamotać. Wciąż walczyła, starała się nas nadziać na włócznie, ale rękę, w której ją trzymała, zablokował jej Hunter. W końcu straciła siły, a my wykorzystując sytuację związaliśmy ją już porządniej.
- Dobra robota – pochwaliła nas Heilari.
Męczyliśmy się z nią jakieś dwadzieścia minut. Przybiłam piątkę z Nealem, a Hunter posmutniał, pochylając się nad pokonaną.
- Będziesz bezpieczna, obiecuję – powiedział do niej cicho, ale nie wydawała się być tymi słowami specjalnie pocieszona.
- Co teraz? - zapytałam.
- Za godzinę zjawi się tu oddział SO.
- SO? Zamkną ją gdzieś...
- Wiem – odparła smutno, kładąc mi dłoń na ramieniu.
Zaraz potem rozejrzała się po okolicy, a potem przypatrzyła się więzom.
- Zostawmy ich, Hunter musi wrócić na Krym, a potem do Asgardu. Ale ona musi być pod kontrolą.
Powoli wróciliśmy pod drzwi i usiedliśmy na ławce. Aiden wyjrzał przez okienko w holu, ale widząc, że sytuacja jest opanowana, wrócił do Bastarda, by go poinformować.
- Dam mu pół godziny. Później wsiadamy w samolot i zostawiamy Hadesa z tym bajzlem.
Darkehunter przestał wyglądać jak przerażający ork. Był załamany i miałam ochotę go przytulić, mówiąc, że wszystko będzie dobrze. Heilari poprosiła Neala by pomógł nam eskortować kosmitę na Krym. Przez chwilę droczył się z nią i ostatecznie wyszło na to, że wyświadcza nam tym przysługę, chociaż nieudolnie ukrywał to, że bardzo chce jechać z nami.
Załatwiliśmy tę sprawę i wróciliśmy na lotnisko, tym razem największe w okolicy. Wróciliśmy do Włoch w południe następnego dnia.
- Mam robotę na Ukrainie. Piszesz się? - Heilari stanęła w drzwiach pokoju, gdy pakowałam swoje rzeczy do torby.
- Jasne. Nie chcę wracać do domu. Jeszcze nie teraz.
- Kiedyś będziesz musiała, wiesz o tym?
Cicho westchnęłam, unikając jej wzroku.
- Kiedyś pewnie tak. Kiedy lecimy.
- Jutro rano. - Uśmiechnęła się. - Masz wolne popołudnie. Tylko nie pij tyle, dobrze?...
- Postaram się.
Postanowiłam pozwiedzać. Nie sądziłam, że prędko wrócę do Rzymu, a to miasto miało w sobie coś takiego, że po prostu chciało się tam być i podziwiać. Wędrowałam uliczkami i kupiłam jeszcze więcej pamiątek... Z Ukrainy blisko do Polski. Pomyślałam, że wpadnę do Milki i obdaruję ją włoskimi upominkami.
Zaczęło się ściemniać, a temperatura powoli spadała. Nie obchodziło mnie to, bo oświetlony Rzym wywoływał jeszcze większy podziw.
Dotarłam do fontanny Di Tredi i nie potrafiłam powstrzymać uśmiechu badając ją wzrokiem. Przepiękna... O tej porze nie było tam wielu ludzi, więc przysiadłam na brzegu.
- Wrzuciłaś już monety? - zapytał znajomy głos.
Odwróciłam się by ujrzeć uśmiechnięte - bo jakżeby inaczej – oblicze Neala. Podniosłam się, zerkając na wodę, gdzie faktycznie widać było mnóstwo połyskujących drobniaków. Nim zdążyłam zaprotestować okrył mnie swoją kurtką i cicho westchnął.
- Daj mi dwie minuty.
Odszedł kawałek dalej i odszedł w kierunku grupki ludzi, którzy zmierzali w przeciwną stronę. Potrącił jakąś dziewczynę, a potem odczekał chwilę i wrócił do mnie, dzierżąc w ręku jej portfel. Wyciągając kilka eurocentów rzucił na mnie okiem, sprawdzając moją reakcję na ten popis. W odpowiedzi uśmiechnęłam się pobłażliwie i popatrzyłam na niego pytająco.
- Wrzucając monetę spełnisz swoje życzenie. Jedną – wrócisz do Rzymu, dwie – romans. - Puścił mi oczko. - A trzy ślub – dodał szybko z miną z serii: „jakby co to mogę się z tobą ożenić, ale może na razie się nie spieszmy”. - Weź ile chcesz, odwróć się i wrzuć. Tylko traf. Szczególnie jeśli wybierzesz dru...
- Dobra już, dobra – przerwałam mu ze śmiechem, szybko zabrałam z jego dłoni dwie monety, odwróciłam się i wrzuciłam je do fontanny.
Potem bez słowa ruszyłam przed siebie, naturalnie uśmiechając się jak nienormalna.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz