Kolejna część mini opowiadania, którego nie powinniście czytać. Idźcie dalej. :)
W
samolocie włączono tryb maskujący, dzięki czemu maszyna była
niewidoczna. Wysiedliśmy zaopatrzeni w broń i amunicję, po czym
powoli skierowaliśmy się w stronę okazałego domu, dla którego
odpowiedniejszą nazwą był chyba jednak pałac.
- Miej
na nich oko. Na pewno spróbują sztuczek – szepnęła do
mnie Heilari, gdy skradaliśmy się przy ścianie.
Ray
ostrożnie zajrzał do wnętrza przez okno.
- Pusto.
Pali się światło, ale nikogo nie ma.
-
Ruska,
skontaktuj się z Quicksilverem. Niech poda położenie –
powiedziała jedna z agentem podając mi komunikator. Jednak Rayan
zabrał go jej i znacząco na mnie zerknął.
W
tym czasie powoli szliśmy na przód. Coulson zauważył
wejście, a przy nim dwóch uzbrojonych strażników
Hydry. Inaya niewiele myśląc odbezpieczyła pistolet z
przymocowanym tłumikiem i niemal bezgłośnie ich zastrzeliła. Nie
tracąc czasu podbiegliśmy w stronę ciał.
- Zabrali
Leightona do piwnicy. Prowadzi tam tylko jedna droga...
- Dobra,
wszyscy gotowi? Wchodzimy na trzy... - Coulson powiódł po
nas spojrzeniem, gdy czailiśmy się przy ciężkich, drewnianych
drzwiach.
Zanim
doliczył do dwóch Heilari pchnęła obydwa skrzydła i
wparowała do środka unosząc ręce. Dwudziestu obecnych tam
strażników padło bez życia na zadbany parkiet, a alarm
zawył, ogłuszając na chwilę wszystkie istoty w promieniu
kilometra. Z głośników dobiegł nas komputerowy głos,
informujący wszystkich o naruszeniu.
- Jasna
cholera... - mruknęła Inaya i zerwała się do biegu.
Widząc,
że kieruje się do drzwi, które najpewniej prowadzą do
pomieszczenia, którego szukaliśmy – podążyliśmy za nią.
- Heilari
zostań tu i napraw to, co schrzaniłaś – szef Tarczy wydał
rozkaz, a chociaż mutantka zwykle nie zgadzała się z nim dla
zasady, tym razem posłuchała, bo uznała jego tok rozumowania za
słuszny.
Skinęła
na mnie głową i rozdzieliliśmy się.
Schody
w dół były nieskończenie długie i słabo oświetlone. Nie
mieliśmy czasu by przyjrzeć się wystrojowi korytarza. Liczyła się
każda milisekunda. Cała horda żądnych krwi pomagierów
Hydry była gotowa by wbić w nas kilkadziesiąt magazynków
kul.
- Szybciej!
- warknął ktoś z przodu.
Robiło
się coraz ciemniej. Nie mogliśmy zauważyć, że korytarz się
skończył, a przed nami znajdują się pancerne wrota.
- Szlag
by to... Skaner siatkówki. - Agentka Tarczy kopnęła w
ścianę.
- Przesuń
się – twardo odparła Elizabeth West i położyła dłonie na
chłodnej stali.
Metal
szybko się rozgrzewał, a już po kilku sekundach zaczął topnieć,
udostępniając nam dostęp do wielkiej sali, której wygląd
zbliżony był do staromodnego laboratorium. Czekali na nas.
- Masz
kamizelkę? - nerwowo zapytał Ray, mierząc mnie wzrokiem i
odpinając swoją.
- Potrafię
się regenerować, nic mi nie będzie.
Zawahał
się, ale kopnęłam go w tyłek i wszyscy wbiegliśmy do środka.
Tamci otworzyli już ogień, kryjąc się za białymi blatami. Było
ich więcej, ale w tym przypadku nie liczyła się ilość, a jakość.
Nie byłam najlepszym strzelcem, ale moi kumple to już zupełnie
inna liga. Po dwuminutowej strzelaninie zaczęliśmy pobieżnie
przeszukiwać pomieszczenie. Nie było żadnych przejść, ukrytych
pokoi... Nic, gdzie mogliby ukryć Leightona.
- Gdzie
on jest? - Coulson odwrócił się do nas. - Gdzie on jest?! -
powtórzył znacznie głośniej, wymierzając kopniaka
jakiemuś biednemu śmietnikowi.
Miałam
pewne przypuszczenia i kiedy skrzyżowałam spojrzenia z Elizabeth
domyśliłam się, że mam rację i zarówno ona, jak i Inaya
myślą o tym samym.
- Weszliśmy
kilka minut temu, na pewno zdążyli się już ewakuować –
skłamała Ina i wetknęła pistolet do kabury przy pasku.
Szef
Tarczy pokręcił głową, biorąc głęboki oddech. Był wyraźnie
wściekły, a w takim stanie nie widziałam go jeszcze nigdy.
- Powinniśmy
wracać, zanim sprowadzą więcej ludzi – powiedziałam niepewnie.
Coulson
zdawał się nie słyszeć, ale reszta zabezpieczyła broń i powoli
udaliśmy się w stronę drzwi w wytopioną przez mutantkę dziurą.
- Zaraz...
- cicho powiedział dowódca, ale z powodu ciszy panującej w
laboratorium, doskonale go usłyszeliśmy. - Zaraz! - powtórzył
i wbił we mnie mordercze spojrzenie, które stopniowo
przenosił na dwie agentki SO.
Wybiegł
przez dziurę i śmignął po schodach tak szybko, że ciężko było
nam za nim nadążyć. Kiedy dostaliśmy się do holu, puścił się
korytarzem zasłanym trupami.
Inaya
i Elizabeth zatrzymały się w miejscu, obejrzałam się, nie wiedząc
co także powinnam wycofać się z pościgu. Uznałam jednak, że
lepiej będzie być na bieżąco i w razie czego interweniować.
Wbiegliśmy
po schodach na pierwsze piętro, a potem wpadliśmy do sporej
komnaty. Wszystko wirowało przez wiatr, który z wielką siłą
wdzierał się do pomieszczenia przez otwarte okno.
Podbiegliśmy
tam, by zobaczyć co dzieje się na zewnątrz. Inaya i Liz biegły w
stronę samolotu, który z tego co dało się usłyszeć,
właśnie uruchamiał silniki.
- O
nie, nie dam im uciec! - postanowił sobie Coulson.
Spojrzałam
w dół. „Jeśli skoczę, wpadnę do basenu. Ale jest
zimno...” -myślałam gorączkowo. Wskoczyłam na parapet i
przymierzyłam się do skoku, ale Ray złapał mnie za rękę.
- Jeśli
pomożesz im uciec, możesz nie wracać – powiedział twardo.
- J-ja...
Byłam
zaskoczona tonem jakim to powiedział... Czułam, że oczy zachodzą
mi już łzami, więc natychmiast wyrwałam dłoń z uścisku i
wyskoczyłam w okna, wpadając prosto do lodowatej wody.
Podpłynęłam
do schodków i wydostałam się na brzeg, w momencie, gdy dwaj
agenci Tarczy poczynili próbę wydostania się z budynku w ten
sam sposób.
Rzuciłam
się do ucieczki w stronę samolotu. Inaya mnie zauważyła i
machnęła ręką na znak, żebym się pospieszyła. Myślałam, że
wypluje sobie płuca w szaleńczym biegu, a kiedy wskoczyłam na
pokład i zamknęły się za mną drzwi nie miałam już siły nawet
na mrugnięcie.
- Dobra
robota – powiedziała Heilari, podchodząc i pomagając mi wstać.
- Powiedział,
że mogę już nie wracać... - Rozpłakałam się, choć bardzo
chciałam zachować powagę.
To
było żałosne, ale mutantka przytuliła mnie i kazała komuś
przynieść koc. Byłam cała mokra i trzęsłam się z zimna.
-
Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Odstawię Leightona
do Los Angeles, a potem lecę do Nowego Yorku i zabiorę cię ze
sobą. Odpoczniesz, przemyślisz sobie parę spraw, a potem wrócisz
do domu i na spokojnie pogadacie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz