wtorek, 1 kwietnia 2014

Misja cz. II

Kolejna część mini opowiadania, którego nie powinniście czytać. Idźcie dalej. :)
 
 
W samolocie włączono tryb maskujący, dzięki czemu maszyna była niewidoczna. Wysiedliśmy zaopatrzeni w broń i amunicję, po czym powoli skierowaliśmy się w stronę okazałego domu, dla którego odpowiedniejszą nazwą był chyba jednak pałac.
- Miej na nich oko. Na pewno spróbują sztuczek – szepnęła do mnie Heilari, gdy skradaliśmy się przy ścianie.   
Ray ostrożnie zajrzał do wnętrza przez okno.
- Pusto. Pali się światło, ale nikogo nie ma.
- Ruska, skontaktuj się z Quicksilverem. Niech poda położenie – powiedziała jedna z agentem podając mi komunikator. Jednak Rayan zabrał go jej i znacząco na mnie zerknął.
W tym czasie powoli szliśmy na przód. Coulson zauważył wejście, a przy nim dwóch uzbrojonych strażników Hydry. Inaya niewiele myśląc odbezpieczyła pistolet z przymocowanym tłumikiem i niemal bezgłośnie ich zastrzeliła. Nie tracąc czasu podbiegliśmy w stronę ciał.
- Zabrali Leightona do piwnicy. Prowadzi tam tylko jedna droga...
- Dobra, wszyscy gotowi? Wchodzimy na trzy... - Coulson powiódł po nas spojrzeniem, gdy czailiśmy się przy ciężkich, drewnianych drzwiach.
Zanim doliczył do dwóch Heilari pchnęła obydwa skrzydła i wparowała do środka unosząc ręce. Dwudziestu obecnych tam strażników padło bez życia na zadbany parkiet, a alarm zawył, ogłuszając na chwilę wszystkie istoty w promieniu kilometra. Z głośników dobiegł nas komputerowy głos, informujący wszystkich o naruszeniu.
- Jasna cholera... - mruknęła Inaya i zerwała się do biegu.
Widząc, że kieruje się do drzwi, które najpewniej prowadzą do pomieszczenia, którego szukaliśmy – podążyliśmy za nią.
- Heilari zostań tu i napraw to, co schrzaniłaś – szef Tarczy wydał rozkaz, a chociaż mutantka zwykle nie zgadzała się z nim dla zasady, tym razem posłuchała, bo uznała jego tok rozumowania za słuszny.
Skinęła na mnie głową i rozdzieliliśmy się.
Schody w dół były nieskończenie długie i słabo oświetlone. Nie mieliśmy czasu by przyjrzeć się wystrojowi korytarza. Liczyła się każda milisekunda. Cała horda żądnych krwi pomagierów Hydry była gotowa by wbić w nas kilkadziesiąt magazynków kul.
- Szybciej! - warknął ktoś z przodu.
Robiło się coraz ciemniej. Nie mogliśmy zauważyć, że korytarz się skończył, a przed nami znajdują się pancerne wrota.
- Szlag by to... Skaner siatkówki. - Agentka Tarczy kopnęła w ścianę.
-  Przesuń się – twardo odparła Elizabeth West i położyła dłonie na chłodnej stali.
Metal szybko się rozgrzewał, a już po kilku sekundach zaczął topnieć, udostępniając nam dostęp do wielkiej sali, której wygląd zbliżony był do staromodnego laboratorium. Czekali na nas.
- Masz kamizelkę? - nerwowo zapytał Ray, mierząc mnie wzrokiem i odpinając swoją.
- Potrafię się regenerować, nic mi nie będzie.
Zawahał się, ale kopnęłam go w tyłek i wszyscy wbiegliśmy do środka. Tamci otworzyli już ogień, kryjąc się za białymi blatami. Było ich więcej, ale w tym przypadku nie liczyła się ilość, a jakość. Nie byłam najlepszym strzelcem, ale moi kumple to już zupełnie inna liga. Po dwuminutowej strzelaninie zaczęliśmy pobieżnie przeszukiwać pomieszczenie. Nie było żadnych przejść, ukrytych pokoi... Nic, gdzie mogliby ukryć Leightona.
- Gdzie on jest? - Coulson odwrócił się do nas. - Gdzie on jest?! - powtórzył znacznie głośniej, wymierzając kopniaka jakiemuś biednemu śmietnikowi.
Miałam pewne przypuszczenia i kiedy skrzyżowałam spojrzenia z Elizabeth domyśliłam się, że mam rację i zarówno ona, jak i Inaya myślą o tym samym.
- Weszliśmy kilka minut temu, na pewno zdążyli się już ewakuować – skłamała Ina i wetknęła pistolet do kabury przy pasku.
Szef Tarczy pokręcił głową, biorąc głęboki oddech. Był wyraźnie wściekły, a w takim stanie nie widziałam go jeszcze nigdy.
- Powinniśmy wracać, zanim sprowadzą więcej ludzi – powiedziałam niepewnie.
Coulson zdawał się nie słyszeć, ale reszta zabezpieczyła broń i powoli udaliśmy się w stronę drzwi w wytopioną przez mutantkę dziurą.
- Zaraz... - cicho powiedział dowódca, ale z powodu ciszy panującej w laboratorium, doskonale go usłyszeliśmy. - Zaraz! - powtórzył i wbił we mnie mordercze spojrzenie, które stopniowo przenosił na dwie agentki SO.
Wybiegł przez dziurę i śmignął po schodach tak szybko, że ciężko było nam za nim nadążyć. Kiedy dostaliśmy się do holu, puścił się korytarzem zasłanym trupami.
Inaya i Elizabeth zatrzymały się w miejscu, obejrzałam się, nie wiedząc co także powinnam wycofać się z pościgu. Uznałam jednak, że lepiej będzie być na bieżąco i w razie czego interweniować.
Wbiegliśmy po schodach na pierwsze piętro, a potem wpadliśmy do sporej komnaty. Wszystko wirowało przez wiatr, który z wielką siłą wdzierał się do pomieszczenia przez otwarte okno.
Podbiegliśmy tam, by zobaczyć co dzieje się na zewnątrz. Inaya i Liz biegły w stronę samolotu, który z tego co dało się usłyszeć, właśnie uruchamiał silniki.
- O nie, nie dam im uciec! - postanowił sobie Coulson.
Spojrzałam w dół. „Jeśli skoczę, wpadnę do basenu. Ale jest zimno...” -myślałam gorączkowo. Wskoczyłam na parapet i przymierzyłam się do skoku, ale Ray złapał mnie za rękę.
- Jeśli pomożesz im uciec, możesz nie wracać – powiedział twardo.
- J-ja...
Byłam zaskoczona tonem jakim to powiedział... Czułam, że oczy zachodzą mi już łzami, więc natychmiast wyrwałam dłoń z uścisku i wyskoczyłam w okna, wpadając prosto do lodowatej wody.
Podpłynęłam do schodków i wydostałam się na brzeg, w momencie, gdy dwaj agenci Tarczy poczynili próbę wydostania się z budynku w ten sam sposób.
Rzuciłam się do ucieczki w stronę samolotu. Inaya mnie zauważyła i machnęła ręką na znak, żebym się pospieszyła. Myślałam, że wypluje sobie płuca w szaleńczym biegu, a kiedy wskoczyłam na pokład i zamknęły się za mną drzwi nie miałam już siły nawet na mrugnięcie.
- Dobra robota – powiedziała Heilari, podchodząc i pomagając mi wstać.
-  Powiedział, że mogę już nie wracać... - Rozpłakałam się, choć bardzo chciałam zachować powagę.
To było żałosne, ale mutantka przytuliła mnie i kazała komuś przynieść koc. Byłam cała mokra i trzęsłam się z zimna.
- Nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Odstawię Leightona do Los Angeles, a potem lecę do Nowego Yorku i zabiorę cię ze sobą. Odpoczniesz, przemyślisz sobie parę spraw, a potem wrócisz do domu i na spokojnie pogadacie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz