*Bad Sign & Dylan
*Tea Biscuit & Ruska
Tor wyścigowy - Rosewood Ranch
Wstałam o 5:30, a piętnaście minut później zeszłam do kuchni będąc jeszcze niemal nieprzytomną. Z chwilą otworzenia lodówki nieco się ożywiłam, wymagał tego ode mnie instynkt przetrwania, gdyż chłodziarka świeciła pustkami i trzeba było znaleźć coś do jedzenia poza nią. Wczorajsze bułki i resztki nutelli, pycha.
Delektując się śniadaniem analizowałam cechy obydwu moich ogierów wyścigowych. Jeden z nich miał mnie dzisiaj dźwigać, ale wciąż nie mogłam się zdecydować który... Ostatecznie wybrałam Tea Biscuita, żeby poczuć smak przekroczenia linii mety jako pierwsza. Wiem, że to tylko trening, ale emocje są te same.
Wyszłam z domu i z zadowoleniem stwierdziłam, że temperatura sięga ledwo 20 stopni. Idealna pogoda na bieganie. Ruszyłam do stajni i witając się z każdym koniem z osobna doszłam do boksu gniadego anglika.
- Biscuit, skarbie. Postarasz się dzisiaj, co? - Otworzyłam boks i stając na progu głaskałam jego cudną główkę którą z uporem wciskał w moje ramiona. - Kochany jesteś, wiesz? No pewnie, że tak.
Zamknęłam drzwi i udałam się do siodlarni, skąd wzięłam potrzebny sprzęt po czym wróciłam do Tea i wyjęłam z jego skrzynki szczotki. Nie był brudny, wiec już kilka minut później zakładałam siodło. Kiedy skoczyłam go przygotowywać założyłam kask i wyprowadziłam konia ze stajni. Jakiś wesoły ptak przysiadł na dachu i umilał nam poranek. Nawet nie byłam zła z wczesnego wstawania, miałam na prawdę niezły humor.
Wsiadłam na ogiera z pomocą schodków i wolnym stępem na luźnej wodzy udaliśmy się w kierunku toru. Dzisiejszy dystans wynosił 1600 metrów, a celem treningu było poprawienie prędkości osiąganej przez nasze rumaki.
Zdążyłam już rozstępować Biscuita i zakłusować zanim na tor wjechali Bad Sign i Dylan, a obok nich dreptał Harry ze swoim wysłużonym stoperem i termosem z herbatką. Myślałby kto...
- Zegarków nie macie? - Mruknęłam wiedząc, że będę musiała dłużej czekać.
- A witam serdecznie. - Harry zaraz potem ziewnął wywołując u Signa przestraszoną minę. - To ja tam... Tego... - Próbował coś dodać, ale widocznie okazało się to zbyt trudnym zadaniem. Poszedł na trybuny by obserwować nas jednym okiem.
- Dobra.- Dylan skrócił wodze i ruszył stępem. - Ty pracujesz nad startem, potem on juz sobie da radę. Ja zajmuje się utrzymywaniem w siodle i jako takim kierowaniem.
- To ammy plan. Daj znac kiedy skończysz. - Uśmiechnęłam się i zakłusowałam.
Odjechałam kilkaset metrów by w spokoju przeprowadzić rozgrzewkę. Robiliśmy wolty, zmiany kierunku, ćwiczenia na rozciąganie itd. W końcu Mogliśmy podjechać do bramek., obydwa konie nie boją się ich, więc bez najmniejszego problemu weszły do środka. Bad zajął tę bliżej barierki, my byliśmy tuz obok. Tea jak zwykle był niesamowicie opanowany, co wróżyło kiepskim starem. Ale nie tym razem, kochanie. Przygotowałam się na otworzenie bramek, co nastąpiło kilka sekund później. Od razu dołożyłam ogierowi łydki i zaczęłam cmokać nie dając mu szansy na zignorowanie mnie. Chcąc nie chcąc przyspieszył zaraz po kilku krokach niezbyt urodziwego galopu.
- Dooobrze! - Krzyknęłam z uśmiechem.
Bad Sign zawsze wypada z bramki jak spłoszony królik, tak było i tym razem. Pędził na przód skupiając się tylko na tym by wyprzedzić wiatr, który szumiał nam w uszach. Po 300 metrach był jedynie długość przed nami. Jak na Biscuita to i tak dobrze, tym bardziej, że ogier już bez mojej pomocy utrzymywał dobre tempo. Wahałam się czy od razu przyspieszyć, czy czekać do 8000 metra. Dla mojego konia nie byłby to ogromny wysiłek, ale mimo to postanowiłam poczekać. Bad dawał z siebie wszystko, co mogło się dla niego skończyć kiepsko, ze względu na to, że nie jest tak wytrzymały. To zdecydowany krótkodystansowiec, który męczy się na wyznaczonym na dziś dystansie. A przy 2000 trzeba go wyraźnie spowalniać żeby nie padł w połowie trasy,
Ciągle utrzymywałam się długość za Badem, na zakrętach nieco zwalnialiśmy by na prostych przyspieszać. W Tea zaczęło się budzić to coś, co pomaga mu w biegu. Musiałam go wstrzymywać, ale na za wiele sie to nie zdało, bo wkrótce zrównał się ze swoim rywalem.
- Dobra, teraz! Leć! - Krzyknął Dylan dając znak, że mam wykorzystać potencjał Tea Biscuita, a co za tym idzie i Bad Signa, który włoży dużo wysiłku żeby nas gonić.
Krzyknęłam i poluźniłam wodze dzięki czemu mógł wybić do przodu co też natychmiast uczynił. Bezzwłocznie postawił uszy i wyciągał cwał tak, że resztę zostawiliśmy w tyle. Żeby taki efekt utrzymać musiałam się jeszcze trochę nastawać, ja odpuścić mogę dopiero kiedy "zaskoczy". Czyli kiedy Tea wczuje się już w ten rytm i zapragnie być najlepszym. Czasami to w ogóle nie następuje, ale wtedy było inaczej. Na 1100 metrze wiedziałam, że już przejął kontrolę i przyspiesza bez mojej pomocy. Co prawda rozpędzenie się zajmuje mu kilka chwil, ale linię mety przekroczyliśmy 1,5 długości przed Badem. Uspokoiłam go tak by zwolnił go wolnego galopu, a potem kłusa i zawróciłam. W między czasie zrównaliśmy się z naszymi rywalami. Wyklepałam gniadego, to samo z kasztankiem zrobił Dylan.
- Było nieźle. - Pochwalił nas trener po czym przybiliśmy piątkę.
Harry truchtał do nas z pustym termosem.
- No... Tea ostatnio był lepszy. Teraz było raczej przeciętnie, ale chociaż nie cofa się w umiejętnościach. Jeśli utrzyma taki poziom nie będzie źle, ale może być znacznie lepiej. Tak czy siak dobra robota. Co do Bada to sam zobacz. - Pokazał Dylanowi stoper, a na twarzy dżokeja natychmiast zagościł szeroki uśmiech.
- Ha! Proszę bardzo! Sign pobił swój rekord! - Jeszcze raz poklepał ogiera, który zniecierpliwiony grzebał kopytem w ziemi.
- No dobra, już dobra, Wszyscy wiemy, że to mój Herbaciany zasługuje na więcej pochwał.
- Ta, chciałabyś. Bad Sign ma lepszą technikę.
- Pff... Black Rose by nie przegonił.
- Chyba Biscuit!
I tak wesoło drażniliśmy się całą drogę do stajni. Oporządziliśmy rumaki, które zostały wywalone na padoki, póki jeszcze była znośna temperatura.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz