niedziela, 16 czerwca 2013

Trening wyścigowy | Tea Biscuit & Bad Sign |

Bad Sign & Harry
Tea Biscuit & Dylan
Tor wyścigowy - Rosewood Ranch

Bad po raz pierwszy od kilku miesięcy miał odbyć trening z innym koniem. Do tej pory ćwiczył sam, żeby w przypływie agresji nie rozszarpał żadnego wierzchowca. W międzyczasie pracowaliśmy nad uspokojeniem go i przyszedł czas na ostateczny egzamin. Jego rywalem został Tea Biscuit, truchtająca oaza spokoju. W asyście Amelii weszłam do stajni ogierów, Harry i Dylan czyścili już swoje wierzchowce.

- Jestem ciekawa, jak zachowa się Sign… - Zbliżyłam się do boksu kasztanka. Ogier stał ze stulonymi uszami i spoglądał na szczotkującego go McDonalda.
- Pewnie postara się go solidnie dziabnąć. A podczas biegu… Chyba będę musiał go wstrzymywać, żadnego jego tempo nie jest wyzwaniem dla Biscuita.
- Pójdę na tor i przygotuję bramki. Powodzenia. – Uśmiechnęłam się i wraz z moją nową podopieczną ruszyłyśmy w kierunku naszego toru wyścigowego. 

Dzisiejszy trening był typowo wytrzymałościowy. Przynajmniej dla Bada…
Bramki stały na swoim miejscu, sprawdziłam czy wszystko gra i zajęłyśmy miejsce na trybunach. Reszta zajmie się Ania, która potrafi obsługiwać ten wynalazek…


Kiedy dwa wspaniałe ogiery pojawiły się na torze widziałam jak bardzo się różnią. Kasztanowaty Bad Sign był tak bardzo podekscytowany, że nauczył się wykonywać pasaże i piaffy. Próbował podgryzać swojego kolegę i widać było jak bardzo pali się do biegu. Gniady Tea Biscuit był całkowicie rozluźniony, zdarzyło mu się nawet ziewnąć i wyciągnąć głowę idąc na luźnej wodzy. Swojego towarzysza raczył zaciekawionymi i przyjacielskimi spojrzeniami znad grzywki. Ten pierwszy podjechał bliżej nas i rozpoczął rozgrzewkę. Wolty, półwolty, serpentyny… Wszystko by jak najlepiej przygotować konie do biegu. 

Kiedy obydwa rumaki były gotowe Ania pojawiła się znikąd i pomogła Harry’emu wprowadzić rudego do bramki. Tea Biscuit zrobił to sam, wiedział, że ta czynność zwiastuje cwał. Przygotowałam stoper i tabelki z czasami obydwóch koni z ostatnich kilku treningów. Widziałam, że Bad rzuca się na wszystkie strony, ale dżokejowi udało się doprowadzić go do porządku. Kiedy zadzwonił dzwonek i otworzyły się bramki, ogiery wybiegły galopem. Sign jak zwykle chciał wygrać już na starcie i popędziłby przed siebie, gdyby nie wstrzymał go jego jeździec. Mają to przebycia 2200 metrów. Biscuit trzymał się z tyłu, nie dalej niż długość za swoim rywalem. Tempo bardzo mu odpowiadało, to był rodzaj treningu, który lubił. Miewał dni kiedy także zasuwał na złamanie karku, jednak zdarzało się to niezwykle rzadko. Taka taktyka była specjalnością rudzielca, który usiłował ją zaprezentować podczas dzisiejszego treningu. Zupełnie nie rozumiał dlaczego każą mu biec wolno, jednak dopasował się do narzuconej prędkości.. Takie ustawienie zachowało się do pierwszego zakrętu. Bad zwolnił zrównując się z Tea, który gdyby biegł sam, mógłby przebyć całą trasę jednostajnym cwałem. Kiedy gniady zaobserwował tę zmianę postanowił się popisać i wypruł na przód tuż po płynnym pokonaniu zakrętu. Kasztanek był zaskoczony, był pewny, że to on jest najszybszą wyścigówką w stajni! Nie darował tego swojemu przeciwnikowi, zwiększył tempo stopniowo doganiając Tea Biscuita, mającego przewagę 1,5 długości. Wkrótce ogiery znowu pokonały zakręt biegnąc tuż obok siebie. Po nim Biscuit na chwilę przyspieszyć jakby zastanawiając się czy powinien biec szybciej, ale ostatecznie zrezygnował i zwolnił po 200 metrach.

Harry stopniowo pozwalał Signowi na szybszy bieg, z chwilą wjechania na ostatnią prostą odpuścił mu i dał sygnał „ rób co chcesz, stary”. Kasztanowaty ogier wiedział co robić, nastawił uszy i zwiększył tempo. Tea Biscuit, który również otrzymał taki sygnał, ciągle utrzymywał dawne tempo. Dopiero gdy rudzielec był długość przed nim zdecydował się zaatakować po sugestii dżokeja.  Dylan musiał dawać mu częste impulsy. Gniady szybko nadrobił dzielącą ich odległość, ale nie przestawał biec. Każdy jego mięsień był napięty, uszy skierowane do przodu, chrapy rozdęte… I ten błysk w oku zwiastujący przebudzenie.
Biscuit miewa chwilę, w których chce być najlepszy. Nie są to częste przebłyski, ale jednak istnieją gdzieś w jego świadomości. Teraz nastąpiła ta chwila, kiedy wygranie o jedną czy dwie długości było zbyt śmieszne. Chciał sięgnąć po coś więcej. Rozpędzał się z każdą chwilą. Zostało tylko 300 metrów, ale on ciągle zwiększał tempo. Zachowywał się jakby gonił niewidzialnego konia, który ciągle oddala się ku mecie. Biscuit postanowił go dogonić.

Zapomniany Bad cwałował przy bandzie pozbywając się ostatnich zapasów energii. Jego rywal był daleko z przodu, więc biegł już tylko dla siebie. Jednak nie rezygnował, starał się i wciąż walczył. 

Tea przekroczył linię mety z rewelacyjnym czasem! Kiedy temu leniuchowi uroi się jakieś wyzwanie, zrobi wszystko by je wykonać. Sign dobiegł dużo później, jednak nie liczyliśmy na nic lepszego. Postarał się i to jest najważniejsze, był świetny! 

Ja, Amelia i Anna pojawiłyśmy się na torze, chwilę później dokłusowały do nas dwie pary. 

- Był niesamowity! - Podeszłam do Biscuita, któremu zebrało się na przytulanki. 

Wsiadłam na niego na stepa, tak jak Ania na Bada. Postanowiłyśmy okrążyć tor w zastępie, tak by rudy jechał pierwszy. Jego duma ucierpiała i trzeba to było naprawić. Mojemu gniademu miśkowi nie przeszkadzało to, że jachał drugi. Cieszył, że z tego, że wszyscy go chwalą. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz