poniedziałek, 17 czerwca 2013

Teren | Oranje, Sharada, Sheila & Pamela |

Oranje & Ruska
Sharada &Valentine
Sheila & Charlie
*Pamela & Anna


- Wstawaj… - Szepnęłam do Charliego, który otworzył oczy i przyglądał mi się z uśmiechem. – Jedziemy do Rosewood.
- Jesteś pewna, że mi się chce?
- Oczywiście. W końcu jest już 6 rano.

***

Przyjechaliśmy do RR i od razu skierowaliśmy się do stajni. Valentine czyściła Sharadę, więc podeszliśmy do niej i przywitaliśmy się.  Weszłam do środka i oparta o ścianę miziałam pyszczek klaczy, podczas gdy Val czyściła jej kopyta.

- Tak sobie myślę… Może pojedziemy w teren?
- Mogę na niej ? – Od razu zapytała moje kuzynka.
- No dobra… Tobie dam Shi. – Uśmiechnęłam się do chłopaka. – A ja przygotuje sobie Oranje. Ktos jeszcze jest przytomny?
- Chyba widziałam Ann.
- To powiedź jej, że jeśli chce jechać z nami niech sobie siodła rumaka.

Zielonowłosa przytaknęła i wszyscy poszliśmy do masztelerki. Każdy wziął co miał wziąć i rozeszliśmy się do wierzchowców.  Ora jak zwykle była spokojna przy czyszczeniu, ale gdy wzięłam do ręki ogłowie zaczęła się buntować i prawie stanęła dęba w boksie.  W końcu uporałam się z gniewną kobyłą i wyprowadziłam ją ze stajni. Tam czekała już Val, której uśmiech nie schodził z twarzy ani na sekundę. Kiedy dołączył do nas Charlie na Sheili i Ania na Pameli ruszyliśmy stępem w kierunku lasu. Ja blondyn z tyłu, dziewczyny z przodu. Konie były podekscytowane, machały głowami rozglądając się, strzygły uszami i co jakiś czas parskały chcąc iść szybciej choć tempo było raczej konkretne.  Shi szarpała się chcąc sprawdzić na ile może sobie pozwolić. Cóż… na niewiele. Oranje była grzeczna, chociaż w stepie zazwyczaj udawała ułożona damę. Zabawa zaczyna się później.

Valentine przejęła dowództwo i zarządziła kłus. Po dodaniu impulsu Ora strzeliła kilka baranków, w widząc jak zasuwają Shara i Pam, popędziła przed siebie. Udało mi się wyhamować i nie wjechać w zad kasztance. Zrobiłam woltę i starałam się utrzymać klacz w odpowiedniej odległości.

- Powiedź mi dlaczego nie wzięłam rękawiczek ? –Mruknęłam niezadowolona.
- Wyrocznią nie jestem, kotku. – Odpowiedział nieco rozbawiony Charlie.
- Tak, tak… Nabijaj się kiedy cierpię, następnym razem dam ci innego konia.
- To nie wsiądę. – Zadowolony z siebie potruchtał do przodu. Wrócił po minucie i przeprosił…

Wjechałam na koniec, jechaliśmy wąską, leśną ścieżką prowadzącą na łąkę. Zbliżaliśmy się do gór, dlatego teren był mocno nierówny. Uwielbiam jeździć po takich pagórkach i dolinach, Oranje chyba także. Kiedy wjechaliśmy na łąkę, bez komendy ruszyliśmy galopem. Co prawda w moim przypadku było to rodeo, ale mniejsza o to… Pozwoliłam rudej na bryki, bo miała z tego niesamowitą frajdę, a póki co czułam się bezpiecznie. Lubię konie o szalonym temperamencie. Kiedy ochłonęła i zwolniła do szybkiego kłusa zobaczyłam jak Pamela dumnie przecina łąkę, podniosą głowa, rozdęte chrapy, pięknie wyeksponowane mięśnie. Koń arabski  w galopie, proszę państwa…

Holmes i Shi bezskutecznie usiłowali ją dogonić, blondyn odpuścił po kilkunastu sekundach i zwolnił tempo do spokojnego patataja. Tymczasem Val usiłowała uspokoić Sharę galopując na wolcie, mała była jednak uparta i wykręcała się w stronę matki, Sheili.

- Daj się jej wyszaleć! – Krzyknęłam ze śmiechem.
- Okey, ale w razie czego dzwonicie po karetkę…
Stopniowo oddawała jej wodze i powiększała kółko aż w końcu pozwoliła jej pobiegać za Pamelą i Anią, które wciąż biegały w te i na zad wyglądając jak dzieci na placu zabaw. 
- Berek! – Charlie z zaskoczenia dotknął mojego ramienia przejeżdżając obok.
- Idiota! – Zaśmiałam się i zaczęłam go gonić. Ora była o wiele mniej zwrotna od Shi, która ostre zakręty pokonywała jak łagodne półwoltki. Przynajmniej dwa razy byłam pewna, że zaraz wyląduje na ziemi, ale tak się nie stało.  Odpuściłam, a Charlie promieniał z radości! O tak, tym razem mógł się cieszyć!
- Ale ja się odegram!
- Taaa, jasne!

Uśmiechnęłam się i kłusowałam dookoła kilku zielonych krzaczków. Czekaliśmy aż Sharada przestanie ponosić Val, a kiedy już wróciły ruszyliśmy w stronę stajni. Jechaliśmy kłusem, Pamela i Shara, a potem my. Oranje była przeszczęśliwa, podobnie jak reszta koni. I ludzi.
Postanowiliśmy pojechać nieco dłuższą drogą by jeszcze rozstępować konie. Były mokre, więc kiedy tylko dojechaliśmy został roztarte słomą i wyrzucone na pastwisko. Było przed 10 więc temperatura utrzymywała się na poziomie „całkiem znośnie”.


Stałam oparta o ścianę stajni zaraz przy wejściu, trzymałam wąż ogrodowy, drugą ręką trzymałam zawór. Kiedy tylko usłyszałam znane mi kroki pana Charliego Holmesa odkręciłam kurek i oblałam chłopaka zimną wodą. Było mi bardzo wesoło dopóki ten nie zaczął się do mnie przytulać przy okazji wyrywając wąż i oblewając nas oboje. Nie mogłam oddychać ze śmiechu, aż w końcu polegliśmy. Dobre błoto nie jest złe, szczególnie gdy się w nim leży i chichra nie mogąc złapać tchu. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz