niedziela, 16 czerwca 2013

Trening ujeżdżeniowy | Oranje |

Oranje & Ruska
Czworobok - Rosewood Ranch

Oranje przyjechała do nas dwa dni temu, przez ten czas sporo z nią spacerowałam i pokazywałam całe Rosewood Ranch. Była spokojna, zaczęła wychodzić na padok  zaprzyjaźniła się też z Silver Elle i Sharadą.
Było po piętnastej kiedy ze sprzętem i szczotkami zjawiłam się przy jej boksie. Dość szybko uporałam się z zaklejkami, siodłanie poszło nieco gorzej. Przy zakładaniu ogłowia zadzierała łeb w górę, musimy ja tego oduczyć.

Wyprowadziłam ją na czworobok i ustawiłam odpowiednią długość puślisk po czym wsiadłam.  Ora „westchnęła” i skierowała jedno ucho w moja stronę. Zaraz potem przyłożyłam łydki do jej boków i delikatnie ściągnęłam wodze. Del powiedziała, że lubi sprawdzać nowych jeźdźców, toteż byłam zdecydowana i stanowcza. Najechałam na pierwszy ślad i pilnowałam by szła żwawo.  Konik pomachał głową, ale szybko przestał planując manewry na zakłusowanie. Po jednym okrążeniu dociągnęłam popręg i zaczęłam robić wolty przy A i C. Najpierw dwudziestometrowe, potem dziesięcio. Zmieniłam kierunek przez przekątną i wykonywałam niewielkie wolty w każdym narożniku.  Oranje była spokojna, słuchała mnie i chętnie szła do przodu bez ociągania. Puknęłam ją łydkami i wypchnęłam, wtedy bryknęła dwa razy i ruszyła dzikim galopem. Odchyliłam się i miarowo ściągałam wodze uspokajając ją głosem, zwolniła do stępa jakby nie znała chodu pośredniego.  Kiedy wyglądała na ogarnięte spróbowałam ponownie, tym razem czekało mnie prawdziwe rodeo. Oranje jak szalona krowa rozbijała się po czworoboku. Doprowadzenie jej do normalności zajęło mi więcej czasu niż poprzednio, ale chyba zrozumiała, że nie mam zamiaru ewakuować się z siodła. Nawet awaryjnie. Obrała inną taktykę, po zakłusowaniu pełzła niczym ślimak udając, że biegnie. 

Wzięłam głęboki oddech i dodałam jej mocniejszy impuls, który powtarzałam co kilka sekund. Klacz poruszała się sprężystym chodem z ładną akcją kończyn. Zganaszowała się przestając spiskować przeciwko mnie. Na krótkich ścianach anglezowałam, na długich jechałam ćwiczebnym. Co jakiś czas robiłam wolty różnej wielkości.  Pochwaliłam konia po świetnie wykonanej serpentynie z trzema brzuszkami. Nie chciałam jej przemęczać, więc kiedy rozkłusowałam ją już w dwóch kierunkach poprosiłam o galop w narożniku na prawo. Dwa razy powtarzać nie musiałam…

Chociaż myślałam, że ruda popędzi przed siebie z prędkością światła, tymczasem ona jak gdyby nigdy nic płynnie przeszła w galop ciągle mając ładnie ustawioną głowę i pracujący zad. Miała wydatny chód, ale jazda na niej była czystą przyjemnością. Nie szarpała i nie buntowała się, chyba wyjaśniłyśmy już sobie wszystko co do joty. Po jednym okrążeniu zmieniłam kierunek przez przekątną z lotną zmianą nogi.  Kolejne okrążenie przejechałyśmy bez zarzutów. Jako, że jest była to jej pierwsza jazda od bardzo dawna, nie planowałam ćwiczyć programów, a jedynie rozkłusować i rozstępować Orę.

Stępowałam na luźnej wodzy, klacz opuściła głowę i parskała co jakiś czas. Minęło 10 minut, więc delikatnie pociągnęłam na wodze, zatrzymała się więc poklepałam ją po szyi, a potem zeskoczyłam na ziemie. Wtedy jeszcze ją wygłaskałam i ruszyłyśmy w stronę bramki, a następnie do stajni. Zdjęłam sprzęt i przeciągnęłam szczotką jej sierść. Dałam jej marchewkę i szepnęłam kilka słów podziękowania. Spisała się znakomicie!

Odniosłam rząd do siodlarni, umyłam wędzidło, a czaprak wyniosłam na dwór i powiesiłam na płocie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz