Black Rose & Ruska
Tor wyścigowy - Rosewood Ranch
Przebrałam się i poszłam do siodlarni by wziąć sprzęt Black
Rose. Od kiedy zamieszkała w Rosewood pracujemy nad jej lękami. Przestała bać
się toru, dzięki codziennym spacerom tamtym miejscu. Zaczęliśmy ją tam lonżować
i biegać z nią w ręku. Od dwóch tygodniu potrafi galopować na uwiązie nie bojąc
się barierki czy trybun. Zachowuje się całkowicie normalnie, dlatego przyszedł
czas na następny krok. Dziś wsiądę na nią i pojadę na tor. Oczywiście wcześniej
tez chodziła pod siodłem, ale tylko na maneżu. Można było na nią wsadzać nawet
dzieci, była spokojna i słuchała poleceń. Doszłam do jej boksu i pogłaskałam
czarną szyję kiedy tylko podeszła do drzwiczek. Zabrałam szczotki ze skrzynki i
weszłam do środka.
Rose była gotowa więc wyszłyśmy na zewnątrz, wsiadłam na nią
i pogłaskałam. Po chwili pojawiły się Val i Sabina z miską truskawek.
-Na koniu się nie je. – Powiedziała Sabi widząc moją
proszącą minę.
Udałam się na tor złorzecząc jej po drodze. Byłam spokojna i
przekazywałam to Black. Ona również wyglądała na rozluźnioną. Według planu
miałam stępować na wolcie, stopniowo zwiększając promień koła. Blacky chętnie
szła do przodu, nic nie wskazywało na to, aby się bała lub denerwowała. Robiłam
częste zmiany kierunku, zatrzymywałam się na kilka sekund i ćwiczyłam z nią cofanie. Wszystko było ok. W związku z tym
zakłusowałam i w tym chodzie wykonywałyśmy te same ćwiczenia, zmieniałam też
rozmiar wolty, po której się poruszałyśmy. Zwolniłam do stępa i pytająco
spojrzałam na Sabi, która nie mogła dodzwonić się do Dylana. Chłopak miał mi
mówić co robić, zna się na wyścigach znacznie lepiej niż my, trzy amazonki spod
bata ujeżdżeniowego.
- Jestem. – Powiedział wesoło, ostrożnie zbliżał się do
naszej gromadki.
- Za spóźnienie uwaga do dzienniczka. – Warknęła Sabina.
- Dobra, dobra… To co robiłyście.
- No na razie ten step i kłus na dużej wolcie. – Powiedziałam.
- I jak? – Podszedł do Black i pogłaskał ją po czole. – Ile razy już latałaś?
- Nie mam zamiaru latać. Jest całkiem spokojna. – Spojrzałam
na nią, rozłożyła uszy na boki i przymknęła powieki.
- Zrób po wolcie galopem, a potem zobaczymy… - Klepnął ją w
łopatkę i poszedł do dziewczyn żebrując o truskawkę.
Tak jak powiedział pan Trener ruszyłam kłusem ćwiczebnym i
po chwili płynnie przeszłyśmy w galop. Było ok, więc po okrążeniu zmieniłam
kierunek i Rose nadal szła normalnie. Zwolniłam do kłusa i spojrzałam na
Dylana.
- To co szefowo? Proponuję jechać po całości kłusem.
Skinęłam głową i wygięłam konia w lewo tak by podjechała do
barierki, ale trzymałyśmy się od niej około 5, może 6 metrów. Anglezowałam
obserwując zachowanie konia. Black rozglądała się, ale było to zwyczajne
zaciekawienie, nic groźnego. W połowie zwolniła, zaczynało się jej nudzić.
Naszła mnie niesamowita chęć na galop, ale musiałam się powstrzymać, choć
widziałam, że Blacky myśli podobnie. Ale to mogłoby mieć fatalne skutki.
Jeszcze za wcześnie…
Podjechałam do części załogi i zwolniłam do stępa klepiąc
klacz po szyi. Uśmiechałam się jak głupia, ale to nie ważne. Ważne jest to, że
Black Rose wraca do siebie.
-Dobrze. Mogłaś zagalopować na ostatniej prostej. –
Powiedział McDonald.
Powstrzymałam się od komentarzy i zsiadłam oddając wodze
Val. Młoda wsiadła na Black by ją rozstępować, a ja zajęłam się jedzeniem
truskawek. W sumie zostało niewiele, ale dobre i to.
-Myślisz, że uda się jej wrócić do gry? – Zapytałam.
-Pewnie. Radzi sobie świetnie. Jutro Ufo weźmie ją tu na
stępa, a za dwa dni wsiądziesz na galop. – Odpowiedział obserwując klacz.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz