IMIĘ KONIA: *Erasin'Capital
JEŹDZIEC: Harry
RODZAJ TRENINGU: skoki
DATA: 3. 10. 2014r.
MIEJSCE: plac skokowy
WYSTĄPILI: Ruska
Kiedy
ktoś próbuje mnie budzić – atakuję natręta, uważając
łóżko za swój największy skarb i azyl. Ray wycwanił
się po tym jak kilka razy oberwał. Wylewa na mnie zawartość
wazonika, a potem ucieka jak najdalej. W sumie działa, bo po kilku
sekundach stoję już w kuchni kompletnie rozbudzona.
Tak
było i tym razem. Wściekła zbiegłam za nim po schodach, ale dureń
okazał się być szybszy i wyleciał na dwór jak z procy.
Reszta załogi przyzwyczaiła się do tego i nie zwróciła na
mnie uwagi. Wcinali parówki i gawędzili na przeróżne
tematy. Wróciłam do pokoju, aby się przebrać, a potem
ponownie zjawiłam się na dole.
- Harry?
A wziąłbyś dzisiaj Erasina na trening? Trzeba zacząć z nim
porządnie pracować w końcu... - zapytałam niepewnie.
Chłopak
pokręcił nosem, zastanawiając się na swoim planem dnia.
- No...
mógłbym, ale to teraz. Bo potem jadę z Ragnarem w teren.
- Może
być teraz, mi bez różnicy. Koniska chyba są na pastwisku,
co nie? Wszystkie?
- Wszystkie
– potwierdziła Meg.
Trener
trochę się skrzywił, ale najwidoczniej szybko uznał, że da rade
poszukać ogiera na łące. Dokończyliśmy posiłek, Meg miała
dyżur na zmywaku, a inni mieli już ustalony plan dnia. Harry i ja
wyszliśmy na zewnątrz. Ruszyłam prosto w stronę ogrodzonych
błoni, kiedy on zaszedł jeszcze do stajni po jakiś uwiąz. Swoją
drogą dziwna sprawa jak szybko one znikają. Kupujemy nowe średnio
dwa razy w miesiącu...
Oparłam
się o ogrodzenie, starając się wypatrzyć dużego gniadosza, w
końcu zauważyłam go pod drzewami. Wyglądał jakby drzemał.
- Gdzie
jest? - zapytał brunet, rozglądając się.
- No
tam, ślepoto. Idziemy.
Przeskoczyliśmy
przez płot i już mniej energicznie podeszliśmy do konia. Nawet nie
ruszył się z miejsca. Pogłaskałam go po czole i uśmiechnęłam
się, bo zauważyłam, że już się do mnie przyzwyczaił i nawet
nie myślał by stulić uszyska czy kłapnąć zębami.
Jakieś
dwie minuty później stal już przywiązany koło stajni.
Harrison poszedł po sprzęt, po krótkiej przyjacielskiej
kłótni w kwestii doboru koloru czapraka. Chciał czarny, nie
udało mi się go przekonać do błękitnego.
Z
siodłaniem nie było problemu. Generalnie Capi był bardzo spokojny,
chyba nie wyspał się w nocy i trochę przymulał. Ale nic, rozkręci
się, gdy zobaczy przeszkody – jak zawsze. Założyłam mu
ochraniacze i poklepałam po szyi.
- Gotowy?
- zapytałam Harry'ego, który właśnie wrócił z
siodlarni, bo zapomniał kasku. Skinął głową i odwiązał konia,
po czym wsiadł na jego grzbiet i wyregulował sobie puśliska.
Erasin prawie się nie przejął i spokojnie ruszył stępem w
stronę placu do skoków.
- Nie
będziemy dzisiaj szaleć, bo dawno nie chodził – stwierdził
jeździec, gdy zamykałam za nimi bramkę. Ruszyli trochę żwawiej
po pierwszym śladzie. Ja zajęłam się ustawianiem stojaków.
Nie były zbyt lekkie, ale jakoś tam ustawiłam parkur, ustalając
wszystko z Harrisonem. Chłopak zdążył już porobić sporo wolt w
kłusie, jakieś serpentyny i slalomy między przeszkodami. Capital
widocznie się już ożywiał, coraz energiczniej przebierał
nóżkami i postawił uszy na baczność. Co jakiś czas
poparskiwał. Na koniec ustawiłam jeszcze cavaletti.
Postawiłam
sobie krzesełko koło jednej z przeszkód i usiadłam. Belki
leżały na wysokości 110 cm. Harry szybko przeszedł do ćwiczeń
na drążkach. Erasin bardzo chętnie podnosił kopyta i rześko
szedł do przodu. Rozciągał się, kiedy tego od niego wymagano i
truchtał wolniej, gdy prosił go o to jeździec. Minęło kilka
minut, potem zagalopowali. Może przejście nie było najbardziej
udane, ale ogier ciągle pozostawał posłuszny i zdawało się, że
dziś nie w głowie mu żadne numery. I w tym chodzie robili
ćwiczenia na rozciągające i uelastyczniające. Koń był już
gotowy na przeszkody. Harry zwolnił i rozejrzał się po parkurze.
- Zacznę
od doublebarre'a, a potem skoczę stacjonatę i oksera –
postanowił po kilku sekundach w kłusie i ponownie ruszył galopem
w narożniku. Erasin potknął się wtedy o coś, ale nie stracił
równowagi i szybko się pozbierał. Wiedział, że właśnie
zaczyna się najprzyjemniejsza część treningu.
- No
to powodzenia... - szepnęłam i popatrzyłam na nich z
zaciekawieniem. Ten koń prezentuje się prześlicznie. Jest
idealny.
Harrison
uważał, aby nie ciągnąć go za pysk. Wiedział, że skończy się
to utrata kontaktu i koń wejdzie mu na głowę. Dodał zdecydowany
impuls przed pierwszą przeszkodą i pochwalił Capitala głosem.
Skok był bardzo udany, z dużym zapasem i poprawną techniką.
Najazd na stacjonatę był nieco krzywy, ale ogier skakał już dużo
trudniejsze rzeczy i nie stanowiło to dla niego najmniejszego
problemu. Już dwie sekundy później pędzili na oksera. To
było łatwe, koń nawet się nie zmęczył.
- Dobra
Rusi, podniesiesz mi belki do 130 i 135? Tak po połowie.
Zabrałam
się do roboty. W tym czasie Harry kłusował z nim i zadawał różne
ćwiczenia typu serpentyny i półwolty, aby się nie znudził,
Wówczas mógłby zacząć kombinować...
- Ok,
możecie jechać!
- Po
tym przejeździe możesz przesunąć oksera bardziej w stronę
pastwisk? Przećwiczymy ciasne zakręty/
- No
ale teraz jedź, jedź...
Zajęłam
moje miejsce, by w spokoju się im przyglądać. Mogłam wziąć
aparat...
Erasin
był w niezłej formie. Wiedziałam, że obudzi się ze swojego
ponurego nastroju, ale przechodził samego siebie. Skakał bardzo
dynamicznie, ale zachowywał przy tym ostrożność i dokładność.
Uwielbiałam na niego patrzeć, matko, ten koń miał taki talent, że
nie można było od niego oderwać wzroku. Obserwowałam jak pewnie
najeżdża na szereg, dokładnie odliczone odległości pozwoliły mu
się wzbić w powietrze dokładnie krok po pokonaniu pierwszej
przeszkody. Zanim wylądował, już wiedział, co robić i jak jechać
dalej. Był świetnie zgrany ze swoim jeźdźcem, dzięki czemu ich
przejazdy były jeszcze bardziej harmonijne.
Ogier
pokonał tripplebarre'a, a żeby przeskoczyć przez następną
przeszkodę musiał udowodnić swoją zwinność. Wyszło mu dość
koślawo. Ogólnie cały ten skok nie zachwycał, bo prawie
staranowali stojak, ale jednak się udało.
Zwolnili
do kłusa, a jeździec poklepał Erasina po szyi. Dał mi znać, że
pora przenieść oksera... Kiedy to zrobiłam podniosłam drągi przy
trzech przeszkodach o 5 centymetrów.
- Tylko
jeden przejazd?
- Taaak,
na dziś mu wystarczy. No chyba, że pójdzie bardzo źle –
wtedy poprawimy – odpowiedział i zagalopował.
Wróciłam
na krzesło. Capital chętnie ruszył na pierwszą stacjonatę i
pokonał ją z cichym stęknięciem.. To było trochę ociężałe i
średnio udane, ale przy następnej przeszkodzie otrzymał mocniejszy
impuls, co najwyraźniej zainspirowało go do lepszego skoku,
bardziej lekkiego i miłego dla oka. W biegu potrząsnął głową i
zaraz potem przyspieszył. Zaczął się znacznie bardziej angażować.
Szukał kontaktu z jeźdźcem i uważnie słuchał jego wskazówek.
Silnie się wybijał i wyciągał głowę w trakcie lotu,
jednocześnie pięknie podciągając kopytka.
Jeszcze
stacjonata i okser... Harry wiedział, że będzie musiał dać
ogierowi jasne sygnały, inaczej może się to skończyć nie
najlepiej. Najazd musi być idealny, bo Erasin skoczyłby wszystko,
nawet jeśli dany skok mógłby się dla niego skończyć źle.
Po
wylądowaniu natychmiast wcisnęli się w róg placu i nie
zwalniając, płynnie wykręcili na przeszkodę. Uśmiechnęłam się
widząc, jak Erasin pokonuje ją w świetnym stylu. Dalej było już
prościej. Doublebarr'e i szereg złożony z trzech stacjonat.
Capital
spisał się świetnie, bo ani razu się nie zawahał, był posłuszny
i kontaktowy. Ambitnie podchodził do każdej przeszkody, parkur
przejechał szybko i dokładnie.
Harry
wyklepał go z szerokim uśmiechem i zwolnił do kłusa.
- Nieźle,
nieźle. - Podeszłam i pogłaskałam ogiera po ganaszu.
- Chcesz
go rozstępować? Ja już muszę lecieć.
Wzruszyłam
ramionami – czemu by nie. Szybko zamieniliśmy się miejscami,
Harry upewnił się, że wszystko gra i pobiegł do stajni.
Erasin
był wyjątkowo spokojny, chyba spuścił z siebie całą energię,
co w sumie mi pasowało. Na początku prowadziłam go po pierwszym
śladzie, potem z nudów zaczęliśmy kluczyć między
przeszkodami. Wodze były dość luźne, ale nie na tyle by stracić
kontakt z koniem. Po kilkunastu minutach poklepałam go i zsiadłam.
W stajni znalazł się po maksymalnie minucie. Odniosłam sprzęt na
miejsce i wróciłam do Capitala z marchewką, którą
oczywiście przyjął. Posiedziałam z nim jeszcze chwilę, reszta
koni przebywała na pastwiskach. Później zajęłam się
sprawami papierkowymi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz