Black Rose & Jessy
Las wokół Rosewood Ranch
Zaparkowałam auto i wysiadłam zatrzaskując drzwi. W Rosewood
panowała błoga cisza, wszyscy pochowali się przed upałem. Ruszyłam w stronę
stajni, wszystkie konie stały w swoich bokach z przymkniętymi powiekami. Kiedy
weszłam, kilka z nich zarżało i wystawiło pyszczki ponad drzwiami. Przywitałam
się z klaczkami i wyszłam chcąc jak najszybciej dojść do domu. Było co najmniej
30 stopni… Kiedy pojawiłam się w salonie zauważyłam całą załogę raczącą się colą
z lodem.
- Nie za dobrze wam? – Usiadłam na fotelu i rozejrzałam się
po twarzach zebranych.
- Cześć, też miło mi cię widzieć! – Dziarsko odparła Sabina,
która chwilę później zamierzała wylać na mnie zawartość swojej szklanki.
- Co dziś robiliście?
- Rano byłam z UFO w terenie. – Powiedziała Ania. –
Wzięłyśmy Pamelę i Shi.
- A ja pobiegałem z Biscuitem, ale treningiem bym tego nie
nazwał. – Harry również postanowił się udzielić.
- No dobra… Jak się ochłodzi wezmę Secreta na lonżę. Może
pójdziemy do lasu… I wtedy ktoś wziąłby Rose. – Spojrzałam na Jessy, która
całkiem fajnie dogadywała się z karą. – Kto pojedzie do sklepu? Jakieś lody
trzeba kupić, dużo lodów. Całe góry… Dylan, widzę, że się zgłaszasz! –
Krzyknęłam wesoło, gdy zauważyłam jak chłopak próbuje dać nogę.
- Ale twoim. Ma klimę…
Niezadowolona rzuciłam mu kluczyki.
- A zrób chociaż jedna ryskę…
***
Po godzinie zajadaliśmy się już smakołykami, samochód był
cały, a temperatura nieco spadła. Odczekaliśmy jeszcze chwilę, a później
rozeszliśmy się na podwórku. Ja i Jess ruszyłyśmy do swoich rumaków. Wzięłam
uwiąz i zapięłam Secreta, kiedy tylko się z nim przywitałam. Konik bez problemu
pozwolił wyprowadzić się na dwór. Przywiązałam go do specjalnego bala
umieszczonego obok maneżu ujeżdżeniowego. Oczywiście zapomniałam wziąć lonży…
Zajęłam się czyszczeniem licząc na to, że ktoś zaraz pojawi się w moim polu
widzenia.
- Hej, UFO! Przynieś mi lonżę z masztelrki! I zapytaj Jessy
czy będzie lonżować karą, jeśli tak to jej też daj.
- Dobra!
Po dwóch minutach wróciła z czarna lonżą i pobiegła na
pastwisko. Wałach pozwolił się wyczyścić, był całkiem zrelaksowany i chyba
drzemał. Kiedy ostrożnie pogłaskałam go miękką szczotką po przedniej nodze
podniósł głowę, a potem wykręcił ją w
moją stronę.
- No już. Spokojnie. Zobacz… - Głaskałam go po szyi i
nogach.
Chociaż bacznie obserwował moje poczynania nie był nerwowy. Skończyłam
bardzo szybko i dałam mu kawałek marchewki. Kiedy jego sierść lśniła, do
błękitnego taśmowego kantara podpięłam lonżę i weszłam na maneż. Kazałam mu
stępować w kółko, na początku miał uniesioną głowę i napięte mięśnie. Kroczył
powoli, bardzo uważał na otoczenie. Uspokoił się gdy na drugim końcu placu
zobaczył swoją nową znajomą, Black Rose. Klaczka zarżała na powitanie, a Secret
odwzajemnił gest po czym nieco opuścił głowę i parsknął. Nie był sam i czuł się
dużo pewniej. Kara od początku była
zrelaksowana, nie ruszał jej nawet widok długiego bata, który Jess dzierżyła w
lewej dłoni.
Rudy boi się wszelakiego rodzaju batów, kijów, prętów i tych
wszystkich szczupłych, wysokich straszydeł.
Końcówka lonży i głos zdecydowanie wystarczają.
- Prrr…
Koń zawahał się, ale w końcu stwierdził, że powinien się
zatrzymać i tak też uczynił. Pochwaliłam go i cmoknęłam by ruszył. Gdy to
zrobił ponownie otrzymał pochwałę. Po kilku okrążeniach w obie strony przyszedł
czas na kłus. Wałach poprawnie zareagował na komendę i ruszył kłusem lekko
szarpiąc taśmę. Minęła chwila, a później prosiłam go o zmiany tempa, przejścia
do stępa i tak dalej. Szło mu całkiem nieźle. Lubi kiedy się coś od niego
wymaga, a on potrafi to wykonać. A kiedy dostaje za to nagrodę w postaci
smakołyków jest wniebowzięty!
Black Rose także zaczęła kłusować, jej głowa była
opuszczona, tempo trochę zbyt wolne… Jessy spojrzała na mnie więc gestem
przekazałam jej by przyspieszyła. Po chwili Blacky uniosła łeb i machnęła nim
niemal wyrywając lonżę. Wyżej podnosiła nogi i próbowała się ganaszować.
Pędziła po kole, aż opiekunka zaczęła „prytać” by ją uspokoić. Black bryknęła i
zaraz potem parsknęła zwalniając. Widocznie użarła ją jakaś wredna mucha…
Później było już dobrze, szła miarowym tempem z lekko opuszczoną główką.
Secret poruszał się żwawym stepem, poprosiłam go o kłus, a
zaraz potem machnęłam końcówką lonży i stanowczo powiedziałam „galop”. Nie
przyniosło to oczekiwanego efektu, więc skupiłam się na cmokaniu i ciągłym
machaniu końcem taśmy. Wałach dość
niezdarnie przeszedł w galop, ale kiedy już to zrobił, było na co popatrzeć. Ma
ładne chody i potrafi się zaprezentować. Zwiększyliśmy promień koła, tak by
mógł się wybiegać.
- Dobry konik… Prrr… Stóóój… O tak. – podarowałam mu cukierka.
Zatrzymał się po zaledwie dwóch krokach kłusa. Podeszłam do
niego i przepięłam lonżę tak, by Rudy mógł pobiegać w drugą stronę. Zagalopował
ze stępa i bez żadnej mojej ingerencji przebiegł 3 okrążenia. Następnie
zwolniłam go głosem do kłusa i pochwaliłam.
Kara nie zamierzała ruszyć galopem. Dopiero głośny świst
bata zmotywował ją do biegu. Secret odskoczył, ale szybko udało mi się
przywrócić go do równowagi. Tymczasem Rose galopowała ciężko uderzając kopytami
o piach. Uniosła ogon i wydęła chrapy chcąc wyglądać jak arab. Wyszło tak
sobie, ale liczą się chęci. Jess zwolniła ją i ostrożnie odłożyła bat na
ziemie, po czym ponownie poprosiła o galop. Klacz po krótkim zastanowieniu
ruszyła wymaganych chodem.
Kiedy obydwa konie kłusowały po rozgalopowaniu zwróciłam się
do Jess:
- To idziemy na spacer?
- Tak, czemu nie. – Uśmiechnęła się i zawołała siebie karą.
Wyszłyśmy z maneżu i zamieniłyśmy koniom lonże na uwiązy.
Ruszyłyśmy w stronę lasu spokojnym krokiem, rumaki rozglądały się z
zaciekawieniem.
- Rose dzisiaj idzie na tor? – Zapytałam odrywając się od
telefonu.
- Chyba tak. Dylan twierdzi, że UFO ma ją tam pokłusować.
- Aha. Dobra, niech robi co chce byle jej pomóc. A była dziś
ta mała z wczoraj?
- Tak, pomagała mi siodłać Pamelę w teren. Chciałam ją potem
wsadzić na stępa, ale nie wiedziałam czy mogę bo ciebie nie było.
- Umówmy się, że kiedy w pobliżu jest Sabina lub Ania to
niech młoda wsiada. Ale bez galopu. Muszę się jej uważniej przyjrzeć.
- Okey. A wspominałaś o jakiejś nowej kobyłce…
- A tak córeczka Sheili kolejna. – Zaśmiałam się. – U nas panuje rodzinna atmosfera.
- Ładna?
- Wiesz co… To zależy od gusta. Wyjątkowa. – Uśmiechnęłam
się.
Secret całkowicie się rozluźnił. Jakby zapomniał o wszystkim
co go do tej pory spotkało… Myślę, że kiedyś wcale nie chodził w tereny,
dlatego teraz wszystko było dla niego nowe. Ale u nas praktycznie codziennie
idziemy z końmi do lasu, czy to by je rozstępować po jeździe czy popławić w
najbliższym jeziorku. Wałach studiował budowę młodej sekwoi po czym przeniósł
nos w trawę i zaczął ją skubać w stępie. Pogłaskałam go po łopatce, ale nie
zatrzymywałam się. Konio spędza na pastwisku większość dnia, teraz może
pospacerować. Black Rose zachowywała się podobnie, chodź znała już wszystko
czym zachwycał się jej towarzysz. Czasami wyciągała do niego łeb chcąc się
bawić, jednak kolega był zbyt pochłonięty otoczeniem…
- Nie martw się Rosie. Jeszcze się nim nacieszysz.
Dobrze, że się dogadali. Nie będą samotni, jak dotychczas.
Po krótkim spacerze wróciliśmy do stajni i wypuściliśmy
konie na padok. Od razu zaczęły szukać dogodnego miejsca na tarzanie. My
tymczasem poszłyśmy do siodlarni by odłożyć zostawione na podwórku lonże.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz